Best of 2013

Pierwszy raz w życiu robię takie podsumowanie. Na początek zdjęcie z jednego z najciekawszych miejsc w których byłem, jeziora Tonle Sap w Kambodży. Wygrało konkurs Voyage.pl, zdobyło wyróżnienie w międzynarodowym konkursie International Photography Awards. Pierwszy raz w życiu wygrałem jakiś konkurs :) Uważam je za najlepsze zdjęcie jakie do tej pory zrobiłem.

Czytaj dalej „Best of 2013”

Jeszcze kilka fotek z kambodżańskiej szuflady

Buddyjski akcent w korytarzach

Przejrzałem kilka dni temu raz jeszcze zdjęcia z Kambodży i znalazłem kilka które sam nie wiem jak i dlaczego mi umknęły. Są nietypowe, pokazują ludzi pojedynczo. Nasz świat, zachodni, stawia na indywidualizm. Społeczeństwo i wychowanie kładą nacisk na człowieka jako jednostkę. Określa nas nasza indywidualność, różnice względem innych jednostek, osiągnięcia osobiste, rywalizacja z innymi. Jesteśmy odrębni i tacy mamy być, mimo naszych mocno zakorzenionych wartości rodzinnych.

Azja jest inna, tutaj to kim jesteś wynika bezpośrednio z tego, z kim przebywasz. Definiuje Cię Twoja rodzina, przyjaciele, czasem nawet wioska czy miasto w którym mieszkasz. Wielopokoleniowe rodziny mieszkające w jednym domu to norma. Twoja grupa jest siłą, otaczający ludzie Cię wzmacniają. Samotna jednostka jest upośledzona społecznie.

Taka mała różnica ale jakże istotna.

Japońska turystka chroniąca się przed słońcem

Młody buddyjski mnich

Rikszarz czekający na swoich klientów

Kambodża, listopad 2012

O-kuhn znaczy dziękuję

Światynia Wat Leu

Kontynuując przygodę ze skuterami, ostatniego dnia, pojechaliśmy jeszcze do świątyni Wat Leu w Sihanoukville. Mało turystów tu trafia, miejsce jest oddalone od wybrzeża i centrum miasta, zlokalizowane na uboczu, zaraz za browarem Angkor. Świątynia jest ciekawa, nie tylko ze względu na podłoże religijne czy historyczne, ale także interesująca architektonicznie. Kolorowa pagoda w centrum, otoczona małymi budynkami gospodarczymi. Wszędzie pełno buddyjskich detali, miejsc do odpoczynku i kontemplacji, po terenie błąka się spore stado małp. Dodatkowo, na stoku wzgórza na którym jest usadowiona powstał cmentarz, z nagrobkami w kształcie małych domków. Ładne miejsce, spokojne i tchnące zadumą.

Siedmiogłowy wąż i lew bronią wstępu

Happy New Year

Pagoda Wat Leu

Budynki gospodarcze

Lokalny odpowiednik krasnali ogrodowych

Budda i trzy małpy

Widok na południe

Na wężu

Cmentarz

Słoń z urwaną trąbą

Na koniec jeszcze jedna mała historia z naszego powrotu do Tajlandii. Wracaliśmy autokarem, jadąc przez Góry Kardamonowe, w kierunku przejścia granicznego w Koh Kong. Wyjazd był prawie o świcie, my mało przytomni, zaspani, jedziemy i jedziemy. I nagle w autobusie pojawiło się pełno dymu, gryzący, biały dym palonego plastiku. Nagłe poruszenie wśród pasażerów, panika, autobus nadal jedzie, nie wiadomo co się dzieje, dymu coraz więcej. Ludzie zaczęli krzyczeć „Stop the bus!”, „Stop the bus!” i nagle, tuż obok „Stop the KURWA bus!”. Nasz krajowy przecinek zadziałał, kierowca usłyszał krzyki, zatrzymał autobus, wszyscy wybiegliśmy. Zapaliła się instalacja klimatyzacji, nic poważnego jak się okazało, ale z początku wyglądało to groźnie. Śmierdziało aż do granicy.

Reszta drogi też nie upłynęła bez przygód, autokar psuł się jeszcze dwa razy, w tym raz padło coś w zawieszeniu i autokar się przechylił. Znacznie się przechylił. Naprawa potrwała około godziny, widziałem, że kierowca obwiązuje teflonową taśmą coś pod podwoziem, później siedział 20 minut przed kołem i gładził gumę rękami. Nie wiem co robił, pogłaskał, pogładził, jakoś dojechaliśmy. W przechyle, po górskich drogach, nieco niepewni tego bujania. Jak autobus skręcał w prawo to się prostował, jak w lewo to butelka wody wypadała z uchwytu… Była PRZYGODA!

Kierowca który gładził koło

To już ostatnia notka z Kambodży, 32 notki, 319 zdjęć, całkiem sporo materiału jak na dwa tygodnie podróży. Kambodża to kraj słynący ze świątyń Angkoru, jednak bardziej znany przez gehennę którą przeszedł za czasów Czerwonych Khmerów. Kraj, który od kilkunastu lat usiłuje się podnieść z tamtych, ciemnych czasów i widać wyraźnie, że mu się to udaje. Dużo się dzieje, dużo się zmienia.

Warto tam pojechać, nie tylko ze względu na zabytki czy widoki, ale przede wszystkim dla mieszkańców. Zawsze najważniejsi są ludzie, ich czasem bardzo odmienna kultura, wygląd czy zachowanie ale przede wszystkim bliskość i nić porozumienia którą można razem nawiązać. Nawet jeżeli nie znamy nawzajem swoich języków, mamy inny bagaż doświadczeń, inne wychowanie, edukację czy chociażby różni nas kolor skóry to jeśli chcemy, potrafimy się zrozumieć. A przynajmniej powinniśmy spróbować.

O-kuhn, Kambodżo …

Całość relacji można zobaczyć pod linkiem https://qbk.pl/blog/tag/kambodza/?orderby=date&order=ASC

Kambodża, Sihanoukville, listopad 2012

Ream National Park

Pomost na rzece Prek Toek Sap

Ostatni dzień w Sihanoukville spędziliśmy z tyłkami posadzonymi na skuterach i jeżdżąc po okolicy. Najpierw trzeba było te skutery wypożyczyć…
Nie było to proste. Wróć, było proste, tylko trwało strasznie długo. Teoretycznie skuter można wypożyczyć wszędzie, 4-5 USD za dzień, bez prawa jazdy, bez problemu. Bierzesz i jedziesz. W praktyce trwa to 90 minut, w tym dwukrotnie zabierano nasze paszporty, jeden skuter był zepsuty a drugim pojechał kolega do sklepu, nie było też kasków. Jak już się kaski znalazły, to było ich za mało. Na koniec ,jak już były skutery, kaski i nawet formularze zostały wypełnione i oddane, Pan od wypożyczania musiał zrobić komuś tosty z tuńczykiem, bowiem był dodatkowo kelnerem, recepcjonistą i tragarzem, a jak nie było kucharza, to też w kuchni pracował.

Kilkakrotnie widziałem takie akcje więc podszedłem do akcji spokojnie, ale reszta ekipy stawała na rzęsach i zgrzytała zębami. Najważniejsze, że się udało! Dawno nie prowadziłem dwóch kółek, jazda po okolicy sprawiła mi dodatkową przyjemność, chyba tęsknię za motocyklem …

Stacja benzynowa, tankowanie skutera, benzyna lana z butelek po whisky Johnnie Walker

Szukając Parku Narodowego Ream, znaleźliśmy jaszczurkę (prawdopodobnie gekon toke – dziękuję za pomoc Piotrowi M.).

Dojazd do stacji Rangersów na rzece Prek Toek Sap. Po pomoście trzeba było przejechać na skuterach, fajnie się jedzie po rozchybotanych deskach, mając wodę kilkanaście centymetrów od koła

Wioska przy stacji, wszystko na wodzie

Parking dla skuterów

Rangers i jego silnik, rzeka Prek Toek Sap

Zabudowań po drodze prawie nie ma, teren Ream National Park jest bardzo pilnowany przez pracowników. To jeden z niewielu Parków Narodowych w Kambodży i bardzo o niego dbają. Tutaj jedna ze stacji kontrolnych.

Wycieczka rzeką była całkiem interesująca, dookoła mangrowce, woda, trochę latającej zwierzyny. Na terenie występuje 150 gatunków ptaków. Na zdjęciu pomost prowadzący do wieży obserwacyjnej.

Wieża ma pozornie całkiem solidną konstrukcję, szkielet ze stali, pomosty drewniane. Jednak po bliższym kontakcie robi gorsze wrażenie, jest też zdecydowanie przeznaczona dla ludzi bez lęku wysokości. Abstrahując od sporej wysokości, spora część drewna była spróchniała.

Widok raczej jednostajny, mangrowce, dużo mangrowców

Zdecydowanie ciekawszy był widok w dół …

Kambodża, Ream National Park, listopad 2012

Dwa puste leżaki z widokiem na zatokę

Zima w Polsce w pełni, rozbuchana jak miło. Akurat dobry czas na wrzucenie kilku dodatkowych fotek, z miejsca gdzie lato trwa cały rok.

Above Us Only Sky

Rybak na skraju

Lost&Found

Gdzieś pomiędzy czasem na plażowanie a czasem na kolację

Schodzimy z plaży, dwie fotki w dodatku:

Akcja z betonem

Symbol Sihanoukville, dwa złote lwy. Kicz, jak mniemam niezamierzony

Kambodża, Sihanoukville, listopad 2012

Show Don’t Tell

W Sihanoukville padało. Bardzo padało.

Chwila przed uderzeniem deszczu

Zatoka Tajlandzka

Zdjęcie jak zdjęcie, ot para wychodząca z wody w ulewnym deszczu.

Ale tutaj trochę skomentuję, sam dla siebie, bo to niezły przykład jak czasami trudno coś pokazać na zdjęciu. Albo jak ja tego nie potrafię.

Scena wyglądała tak:

Siedzimy pod dachem w knajpce na plaży, pod przeciekającym dachem. Złapała nas tropikalna ulewa, jak widać na innych fotkach, solidna. Obok nas siedzi para młodych ludzi, piją piwo, palą, czekają na jedzenie, czasem się przytulają. Nieśmiało, widać, że świeża miłość. Kiedy deszcz zaczął padać, nawet tego nie zauważyli. Kiedy jednak ulewa wzmogła się tak, że krople deszczu waliły w dach z tak wielką siłą, że dźwięk przypominał start samolotu, nagle się ocknęli, zerwali na nogi, pobiegli do morza. Nie patrząc na to wszystko co zostało na stoliku, na niedopite piwo, tlącego się papierosa, drogiego smartfona, tanią i brzydką torebkę. Bawili się jak dzieci, zanurzeni do pasa, w strugach deszczu, tulili i całowali, nie zważając na fale zalewające ich prawie całych, na deszcz, na rozmazujący się makijaż i mokre ubrania. W tym momencie, na całym świecie istnieli tylko oni. Oni, deszcz i ich miłość. Trwało to może 15 minut, w końcu zaczęli wracać, radośnie trzymając się za ręce. Im bliżej byli swojego stolika tym bardziej byli zażenowani, chwila eksplozji emocji minęła, sinusoida opada. Ze spuszczonymi oczami dopili piwo, dokończyli zimne jedzenie. Nie wiem kiedy wyszli.

Chciałbym pokazać to wszystko na zdjęciu, ale nie umiem. Choć może umiem, wiem jak to zrobić. Trzeba podejść bliżej.

Ale jak mógłbym wejść z butami w tak intymną scenę?

(tytuł pochodzi z piosenki Rush, 1989)

Kambodża, Sihanoukville, listopad 2012

Born to Run

Siedzimy, pijemy, nic się nie dzieje …

Wyspa nas trochę zmęczyła. Otaczający nas spokój, piękno przyrody, czas mijający tak wolno, spowodował, że mój mózg zapadł w coś rodzaju letargu. Koh Rong jest leniwym miejscem, lenistwo i wynikający z niego bezwład umysłowy opanowuje tam nawet najbardziej żywe umysły. Ja tak nie umiem, po kilku dniach nierobienia niczego, poza spacerami po plaży, opalaniem oraz pochłanianiem kalmarów i krewetek w hurtowych ilościach, zaczęło mnie nosić. Musiałem zmienić otoczenie. Tęskniłem do gwaru, ruchu, hałasu, po prostu do cywilizacji.

Następna notka będzie z Sihanoukville, dzisiaj, na pożegnanie z Koh Rong jeszcze kilka fotek tego pięknego miejsca.

Trzy kolory

Pusta plaża Koh Rong

Pomosty. Konstrukcja na końcu to prosty dźwig do wyciągania połowu

Rybackie klimaty

Lobby i restauracja Paradise Bungalows. Leżanki z pianki są rewelacyjne

Eee? Pustostan?

Na zakończenie, Koh Rong w pełnej tropikalnej krasie. Uciekłem z wyspy wtedy, natomiast teraz, drżąc z zimna na przystanku 527 marzę o tym, żeby tam wrócić. Ot, zawsze dobrze tam gdzie nas nie ma …

(tytuł pochodzi z piosenki Bruce’a Springsteena, 1975)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012

Welcome to the Jungle

Nie wiem czy jadowity ale zrobił na nas wrażenie. Nephila pilipes, ten gatunek pająka tworzy tak mocne sieci, że potrafią się w nie złapać małe ptaki.

Na koniec pobytu w Kambodży zaplanowaliśmy kilkudniowy pobyt w dżungli. Plan był interesujący, 2-3 dni, pływanie łódką przez chaszcze, trekking w błocie. Dodatkowo, noclegi w wiszących hamakach, pod plandeką z kawałka brezentu, z komarami, wężami i pająkami jako jedynymi towarzyszami nocy. Pośrodku niczego. Przygoda!
Niestety, nie udało nam się zrealizować tych planów, nadchodziła ostatnia w sezonie burza tropikalna, nawet wyjazd na Koh Rong przez chwilę stał pod znakiem zapytania. Wyjazd na wyspę się udał, ale dżunglę Gór Kardamonowych musieliśmy odpuścić – trudne i wymagające ścieżki w ulewie zmieniają się w nieprzebrane rzeki błota. Wiele miejsc jest niedostępnych.

To co straciliśmy, można zobaczyć na stronie ecoadventurecambodia.com, polecam galerię.

Małą namiastkę przygody w dżungli mieliśmy jednak na wyspie …

Kolczatka, akurat na wysokości oczu

Ścieżki przez gąszcz. Poza ścieżkami przedzieranie się jest naprawdę trudne, trzeba też bardzo zwracać uwagę gdzie się stawia stopy albo czego dotyka

Jeziorko, zwane groszkowym

Na końcu drogi, kolejna, kompletnie pusta plaża …

… oraz pasący się na niej bawół indyjski. Bawół, po tym jak zaspokoił pragnienie, wszedł do rzeki, tak, że wystawał mu tylko kawałek pyska i wyglądał na bardzo zadowolonego. Upał zmoże każdego …

(tytuł pochodzi z piosenki Guns N’ Roses, 1987)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012

Wind Cries Mary

Błyskawicznie zmieniając strefę czasową i klimat wracam do Kambodży. Kiedy piszę te słowa, za oknem jest mróz, szaro i ciemno. Kawałek słońca przyda się nam wszystkim.

Na zdjęciach jedna doba na Koh Rong, tym razem w wersji plażowego nic-nie-robienia

5:57, chwila przed wschodem słońca

Kąpiel w morzu, przed śniadaniem i po śniadaniu. Na zdjęciu Ola z Grześkiem oraz piękne okoliczności przyrody

Zmęczeni upałem ucinamy sobie szybką drzemkę w domku na plaży

Czas na spacer, plaża zapełniona, nie ma gdzie ręcznika rozłożyć …

Butelki z listem na plaży nie znalazłem, za to były rybackie śmieci i diablo szybkie kraby

Domek na plaży

Wracamy do naszych bungalowów, światło jest tylko w godzinach 18-23, prąd na wyspie jest albo z baterii słonecznych albo z generatorów. W restauracji prowadzonej przez Niemca Rudyego Schmittleina można usłyszeć muzykę Mozarta i Beethovena, co, w połączeniu z tym co widzą oczy, powoduje, że wpadamy w stan niemalże letargu.

Kalmar w sosie pieprzowym. Pieprz pochodzi z Kampotu, położonego niedaleko miasta słynącego z jego produkcji. Kalmar drogi jak na lokalne warunki, 6USD ale najlepszy jakiego kiedykolwiek jadłem. A jadłem ich sporo.

Zachód słońca, na romantyka

Na koniec burza w środku nocy

Żeby nie było tak różowo to jeszcze coś napiszę. W 2006 roku Kithr Meng, jeden z kambodżańskich magnatów wydzierżawił na 99 lat wyspę od rządu Kambodży. Jego plan, liczony na 20 lat przewiduje budowę małego lotniska, dróg, mariny, pól golfowych, kasyn oraz szeregu pięciogwiazdkowych hoteli. Celem jest zmiana tego prawie dziewiczego miejsca w najbardziej znane miejsce wypoczynku w Kambodży. Na razie niewiele się zmieniło ale podobno przygotowania trwają.

Zatem, jeżeli chcecie zobaczyć tę piękną wyspę, prawie nietkniętą przemysłową, turystyczną cywilizacją, ponurkować w czystym morzu albo poleniuchować na pustej plaży to zróbcie to jak najszybciej. Bo wkrótce wjadą buldożery i wszystko zaorają.

(tytuł pochodzi z piosenki Jimiego Hendrixa, 1967)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012