Miasto widziane z 84 piętra

Czasami myślimy o sobie jako o żyjących w pierwszym świecie. No może drugim, w końcu 40 lat komunizmu w Polsce miało swoje skutki. Ale gonimy czołówkę, gonimy. PBK rośnie, czasem maleje ale w odróżnieniu od większości starej Unii jest na plusie.

Skoro nasz świat jest tym drugim, z aspiracjami do pierwszego to co się dzieje w dalekiej Azji? Trzeci? Czwarty? W końcu tam szczury, karaluchy, pająki, jedzenie pałeczkami, zupy na śniadanie kupowane na ulicy. I pewnie dróg nie mają…

Ano drogi mają. I wieżowce. I metro, także takie na filarach ponad ulicami. Infrastrukturę miejską przewyższającą większość wielkich miast na świecie. Bangkok jest miastem przy którym Londyn jest mały, rozwija się też znacznie szybciej. Bierzmy przykład z Azji, wschód ma dynamikę jakiej w naszej części świata dawno już nie widziano.

Reklama „Joy is BMW”, wieża Bangkok Baiyoke Tower II. Budynek ma 84 piętra, to najwyższy wieżowiec w Bangkoku.

Miasto

Są dwa tarasy widokowe, jeden za szybą, drugi obrotowy, piętro wyżej.

Widok po zachodzie słońca jest jeszcze bardziej spektakularny.

Tajlandia, Bangkok, listopad 2012

Wat Pho

Pomarańczowy akcent pomiędzy demonicznymi posągami

Wat Pho jest jedną z największych i najstarszych świątyń buddyjskich w Bangkoku. Położona tuż obok Pałacu Królewskiego, odwiedzana codziennie przez tysiące turystów. Głównie dla ogromnego posągu Leżącego Buddy (zwanego też Odpoczywającym Buddą). Większość turystów kończy oglądanie świątyni w tym miejscu, natomiast warto przejść małym portalem w głąb kompleksu. W środku jest dużo ciszej i spokojniej, dużo mnichów, mało turystów i w sumie ponad tysiąc posągów Buddy. Enklawa spokoju i zadumy w rozgorączkowanym Bangkoku.

Modlitwa mnichów w kaplicy Phra Uposatha.

Leżący Budda. Skala pomnika jest niewyobrażalna, 15 metrów wysokości, 43 długości. Jest na tyle duży, że ciężko mu zrobić zdjęcie w całości, ledwo się mieści w szerokokątnym obiektywie.

43 metry do stóp

Widok od strony linii papilarnych

108 urn symbolizuje 108 cech charakteru Buddy. Wierni wrzucają monety po kolei do wszystkich, na szczęście.

Dziedzińce świątyni

Osiem z tysiąca posągów

Mój mały architektoniczny fetysz, lubię ciekawe dachy

Śpiewy w Phra Uposatha

Na zakończenie jeszcze fota na facebook’a …

… oraz widok na świątynię Wat Arun po drugiej stronie rzeki Menam (Chao Phraya).

Tajlandia, Bangkok, świątynia Wat Pho, listopad 2012

Bangkok City life

Chłopaki w pomarańczu robią sobie fotki. Pałac Królewski.

House for Rent. Kierunkowy do Tajlandii +66

Motocykle raźniej myć z kolegą

Japońska wycieczka usiłuje nadążyć za błękitnym parasolem

Burza idzie

Nieudana ucieczka z kadru. Wat Pho.

Krótka przerwa na mecz tajskiego boksu. Chłopaki żywo uczestniczyli w bijatyce, krzyczeli „aaaaaa”, „oooooo” a na końcu „ups”

Kierowca autobusu miejskiego oraz przytulona do niego konduktorka

Pozowanie z Buddą. Wat Pho.

Widok na miasto z 84 piętra Baiyoke Tower II

V jak Vendetta

Drinki z autobusu. Mojito w promocji, 80 THB

Tajlandia, Bangkok, listopad 2012

Damnoen Saduak

Na pływającym targu

Już tu kiedyś byłem, podczas mojego pierwszego pobytu w Tajlandii. Damnoen Saduak to miasteczko oddalone o 100 km od Bangkoku, miejsce znane z największego w kraju pływającego targu. To w zasadzie już tylko atrakcja turystyczna, lokalny handel został wyparty przez zorganizowane hordy turystów. Ale targ warto zobaczyć, jest egzotycznie, jest kolorowo, otaczają człowieka wspaniałe zapachy i typowo azjatyckie zamieszanie.

Notkę z 2010 roku można zobaczyć tutaj: https://qbk.pl/blog/plywajacy-targ-dumnoen-saduak

Tajlandia, Damnoen Saduak, listopad 2012

Kulinarny spacer po ulicach Bangkoku

W Bangkoku można wybrać się na zakupy …

Zrobić sobie fotkę na tle zabytku …

Kupić kwiatka albo dwa …

Ale przede wszystkim, ulice Bangkoku to królestwo jedzenia. Knajpy są wszędzie, od wykwintnych i bardzo drogich restauracji, często usytuowanych w najdroższych punktach miasta, przez uliczne bary, kończąc na wszędobylskich wózkach z ulicznym jedzeniem. Każdy wolny kawałek przestrzeni może być restauracją, wystarczy kilka wolnych metrów kwadratowych ulicy albo chodnika, stawiamy wózek i można karmić ludzi.

Dostępne jest wszystko, mięso, ryby, dania wegetariańskie, wypieki, ryby, owoce, ciastka, wyciskane na miejscu soki. Co tylko możemy sobie wyobrazić i trochę takich które nie mieszczą nam się w głowie. Ulice pachną jedzeniem, żal nie spróbować …

Mięsne szaszłyki w rozmiarze XXL

Smażone w głębokim tłuszczu pikantne ciastka warzywne. Bardzo smaczne.

Suszone owoce morza

Wózek z ananasami

Fabryka soków

Bar z widokiem na ruderę

Szaszłyki z ananasem i papryczką. Szaszłyk kosztuje 10THB (ok 1 zł), smakuje doskonale, tylko trzeba uważać na papryczkę. Pierwszą zjadłem całą, była tak ostra, że przez następne kilka minut nie mogłem złapać oddechu.

Na deser smażone robaki. Robaki smakują jak chipsy, są całkiem niezłe, trzeba się tylko przełamać. Z sosem sojowym prawie jak przysmak …

Bangkok, listopad 2012

Głosowanie na Blog Roku 2012

W konkursie na Blog Roku 2012 nie przeszedłem do następnego etapu, blog zajął 15 miejsce w swojej kategorii (do następnego etapu przechodzi pierwsza dziesiątka).

Ale to 15 miejsce na 198 startujących, całkiem nieźle :)

Bardzo wszystkim dziękuję za głosy!

Cuda z liści bananowca

Ubrana na pomarańczowo Malie tworzy dekoracyjne cuda z liści bananowca. Malie jest dumna ze swoich umiejętności, cieszy się także, że ma tak dobrą pracę. Bardzo lubi swoje romantyczne imię, Malie, tłumacząc na polski to Jaśmin.

Dotrzeć na targ kwiatowy Yodpiman nie jest trudno, obok jest zajezdnia autobusowa oraz stacja promów pomarańczowej linii, Memorial Bridge Pier. Kilka kroków i jesteśmy na targu, zapach kwiatów prowadzi nas jak po sznurku. Najlepiej być tam o świcie, nawet przed, ruch w interesie kwiatowym zaczyna się bardzo wcześnie. W Bangkoku, mieście gdzie średnia temperatura w roku przekracza 30 stopni Celsjusza, świeże kwiaty żyją krótko, transport i dystrybucja musi być szybka. My dotarliśmy około 11, targ, który co prawda funkcjonuje całą dobę, o tej godzinie zamiera. Czeka na wieczorne złagodzenie upału.

Pani Mew, specjalistka od wiązanek z fioletowych orchidei

Targ ma też sekcję z owocami, Saranya przyłapana na segregowaniu bananów

Zagłębie opakowanych róż

Żółta alejka spacerowa

Ładowacz z numerem 6 wraca po kolejną porcję kwiatów. Przeładunek jest ciężką pracą, kwiaty są lekkie ale wszystko odbywa się w 35 stopniowym upale i wilgotności sięgającej 90 procent.

Na obrzeżach Yodpiman swoje stoiska rozkładają detaliści. Choć kwiaty żyją krótko, cieszą się wielką popularnością.

Latające arbuzy

Bangkok, Yodpiman Market, listopad 2012

Kolacja w chińskiej dzielnicy

Gotowanie w Chinatown

Być w Bangkoku i nie zjeść kolacji w chińskiej dzielnicy to jak pojechać do Zakopanego i nie zjeść oscypka. Nie da się. Jeżeli macie jeszcze jakieś wątpliwości to uważam, że tam się gotuje, piecze, smaży i podaje najlepsze jedzenie na świecie.

Najpierw trzeba tam dotrzeć – jedziemy Tuk-tukiem przez miasto. Tuk-tuk to świetny wynalazek, wygodne trójkołówki ze sporymi silnikami zgrabnie przeciskają się przez wiecznie zakorkowane miasto.

Wysiadamy na Thanon Yao Warat, głównej ulicy chińskiego zamieszania

Mijamy sławne i znane restauracje o niewymawialnych nazwach

Kolorowe sklepy z czymś bliżej nieokreślonym

Skręcamy w którąś z kolei boczną uliczkę, wybór prawie dowolny i idziemy tak długo, aż napotkamy miejsce które nas zachwyci zapachem jedzenia. Zazwyczaj wystarczy kilka metrów …

Zamawiamy, zaczyna się gotowanie. Wszystko świeże i najwyższej jakości, warzywa krojone na naszych oczach, ryby leżące w lodzie ale na ladzie tylko kilka sztuk. Jeżeli się kończą, pomocnik kuchenny biegnie na pobliski targ po następne – jeszcze żywe.

Czekając na zamówienie rozglądamy się dookoła, obok dwie dziewczyny macające swoje telefony, w Bangkoku każdy ma smartfona. Po bruku łażą karaluchy, duże, wielkości kciuka. Warunki higieniczne wyglądają na takie, że inspekcja Sanepidu padłaby natychmiast na zawał ale stół z jedzeniem, naczynia, sztućce i deski do krojenia są bardzo czyste.

Ryba smażona w czosnku, najlepsza ryba jaką jadłem w życiu.

W ramach deseru można zjeść duriana. Durian to najbardziej śmierdzący owoc na świecie, na tyle, że nie można go wnosić do większości hoteli. Za to bardzo smaczny.

Po kolacji obowiązkowo wstępujemy na drinka, oczywiście w wiaderku, w tajskim stylu.

Więcej o jedzeniu w Bangkoku możecie przeczytać na blogu Oli i Grześka, towarzyszy ostatniej podróży. Bardzo zapraszam: http://zinnejbeczki.wordpress.com

Bangkok, Chinatown, listopad 2012