Maranatha Beach Camp, miejsce w którym można zapomnieć o wszystkim
Posadowione w miejscu gdzie rzeka Volta wpada do oceanu, na samym cyplu. Kilka palm, zbudowanych na piasku domków z trzciny, bez możliwości dojazdu (można tylko dopłynąć łódką). Od razu czujesz, że tutaj czas płynie inaczej. Albo w ogóle nie płynie.
Miejsca Maranatha Beach Camp nie ma w żadnym przewodniku, nawet w Lonely Planet. Nie ma też przewodnika po Ghanie jako takiej, dostępny jest tylko „Afryka Zachodnia”, w którym o Ghanie jest zaledwie kilkadziesiąt stron. Jeżeli chcecie tam trafić to trzeba dojechać do Ada Foah a później szukać łódki. W barach polecam.
Miejsce jest odjechane w kosmos, tanie, z jednej strony – plaża Atlantyku z drugiej – słodka woda rzeki Volta. Prąd zapewnia generator, zimne piwo lód który łódką przywozi barman. Jedzenie rewelacyjne (oścista Tilapia jedzona przy świetle latarki zapewniła bezcenne wrażenia), natomiast na cyplu można spotkać żółwie i kraby, miliony krabów. Prysznic jest, w postaci ogrodzenia z trzciny oraz pojemnika na wodę i wiaderek do polewania.
Byliśmy tam prawie całkiem sami, nic tylko zapomnieć o wszystkim.
Jedynym minusem, którego nam nie było na szczęście dane doświadczyć, był sms od Agnieszki następnego dnia po naszym wyjeździe: „Padało w nocy. Wyobraźcie sobie!”;)
Zresztą niech mówią same fotki …
Bladym świtem ocean się budzi
Brzeg rzeki Volta
Spychanie rybackiej łodzi na wodę
Pomalowane palmy, lubimy palmy
Wielce ciekawska koza
Szkoła w pobliskiej wiosce
Brzeg oceanu
Domek, 23 cedis za noc (46 zł), dach niestety mało wodoodporny
Wnętrze domku, moskitiera w tropikach to konieczność
Śliczne okoliczności śmietnika
W następnej notce kilka fotek transportowych, a później Cape Coast, wioska rybacka kilkaset km dalej.