Chłopczyk w czerwonej czapce jest ciekawy, ale nieśmiały. Choć nie może oderwać od nas wzroku, chowa się za siedzeniem, widać tylko jego oczy i kawałek czapki. Dopiero przytulony do dziadka czuje się pewniej.
Numeru wagonu zapisanego na bilecie nie można znaleźć nigdzie na pociągu. Pokazuje się później, na elektrycznej tablicy wewnątrz wagonu, tablicy, która włącza się dopiero po ruszeniu z miejsca. Pociąg ma godzinę spóźnienia, przez ten czas ekipa młodych chłopaków myła okna wagonów. Dokładnie i nie spiesząc się.
Jest gorąco i duszno. Sennie. W nocy spaliśmy prawie dziewięć godzin, ale co godzinę budziły nas muzułmańskie śpiewy. W wagonach zamontowane są małe sufitowe klimatyzatory, ale mimo tego, że są włączone, temperatura sięga 40 stopni. Jestem cały mokry, czuję strużki potu spływające po plecach. Klasa ekonomiczna, bilet kosztował 12 zł, trasa ma kilkaset kilometrów. Jest południe.
Pociąg zatrzymuje się co kilkanaście kilometrów, na każdej stacji wsiada tłum ludzi. Wsiadają głównie ci, dla których koleje są źródłem zarobku. Sprzedawcy napojów, jedzenia, pasków do spodni, noży, klapek, zabawek i książek. Hałaśliwe i niezbyt utalentowane zespoły muzyczne. Co kilkanaście sekund obok nas przechodzi kolejny handlarz, czasem próbując sprzedać to samo, co jego konkurent przed chwilą. Kawa z mlekiem kosztuje złotówkę, kobieta, która ją sprzedaje, uśmiecha się do mnie szeroko. Nie ma dwóch jedynek.
Sprzedawca książek zostawia trzy sztuki na każdym siedzeniu, dając ludziom możliwość zapoznania się z ofertą. Kiedy dochodzi do nas, w jego oczach pojawia się zaskoczenie, chwilę szuka odpowiedniej książki, znajduje, uśmiecha się i kładzie na siedzeniu coś specjalnego. To książeczka do nauki angielskiego, poziom podstawowy, dla dzieci.
Pociąg do Probolinggo.
Indonezja, gdzieś pomiędzy Yogyakartą a Probolinggo, kwiecień 2013
Jedna odpowiedź do “Pociąg do Probolinggo”