Rolnik na tarasie ryżowym w Tegalalan
Ten taras jest obecny na prawie każdej pocztówce z Bali, niemniej nie jest łatwo na niego trafić. Szukaliśmy go kilka dni, jeżdżąc tu i ówdzie, pytając się o niego mieszkańców i pokazując im stronę z przewodnika. Prawie się poddaliśmy, cóż, zdjęcia tarasu nie będzie. Jednak ostatnia podpowiedź okazała się najlepsza – „Po prostuj jedźcie na północ, w stronę wulkanu Batur, na pewno na niego traficie”. Trafiliśmy.
Taras jest imponujący. Położony na stromym zboczu, ułożony jak tort weselny, intensywnie zielony. Faktycznie, wystarczyło jechać drogą na północ, trudno go przegapić. Tegalalan to małe miasteczko, wzdłuż drogi zbudowanych jest tylko kilkanaście domków. Po popularyzacji tego miejsca, w wiosce powstało dodatkowo kilkadziesiąt knajpek. Siedząc w nich wygodnie, na miękkich poduszkach, pijąc kawę lub jedząc zupę bakso można nieśpiesznie obserwować taras. I chodzących po nim rolników.
Ziarna kawowca
Pojechaliśmy dalej i po kilkunastu kilometrach zatrzymała nas tabliczka „Coffee Break”. O kawie w Indonezji można sporo napisać, jest egzotyczna w smaku, tania i dobra. Indonezyjczycy piją ją jako zalewaną plujkę, drobno zmieloną. Paczka w sklepie kosztuje grosze, nic w tym dziwnego – rośnie lokalnie, także całe przetwórstwo jest na miejscu. Na Bali uprawia się kilka gatunków kawowca, kawa jest jednym z głównych produktów eksportowych kraju. Najbardziej znanym gatunkiem w szerokim świecie, słynnym, niepowtarzalnym i jedynym w swoim rodzaju jest Kopi luwak.
Kopi luwak czyli kawa z luwaka to gatunek kawy pochodzący z południowo-wschodniej Azji, wytwarzany z ziaren kawowca, które wydobywane są z odchodów zwierzęcia, łaskuna muzanga, zwanego lokalnie luwak.
Owoce kawy to przysmak dla łaskuna, zjada je chętnie, ale trawi wyłącznie miąższ. Nasiona przechodzą przez przewód pokarmowy zwierzęcia prawie nietknięte, są tylko lekko sfermentowane przez bakterie produkujące kwas mlekowy i następnie są wydalane. Luwaki są wybredne, zjadają tylko najlepsze, najbardziej dojrzałe owoce, a te, po przejściu przez przewód pokarmowy, tracą gorzki smak i kawa z nich zyskuje nowy, łagodny aromat. Ziarna zbierane są ręcznie i po bardzo starannym oczyszczeniu kawę wypala się w standardowy sposób.
Kopi luwak jest najdroższą kawą na świecie, kilogram kosztuje około tysiąca euro. Światowa produkcja tego gatunku kawy wynoszi zaledwie 300-400 kg rocznie. Kawa smakuje świetnie, jest gęsta prawie jak syrop, aksamitna, o bogatym smaku i intensywnym aromacie. Podobno sceptycy określają jej smak jako stęchły i ziemisty, ale któż bym im wierzył. Zresztą, to nie wrażenia smakowe stanowią o jej niezwykłości, ekscytująca jest bowiem sama możliwość jej wypicia.
Tę właśnie kawę wypiliśmy po drodze. Dla oszczędności, bo była niezwykle droga, jedną filiżankę na spółkę. Warto było, tym bardziej, że w takim miejscu.
Pojechaliśmy dalej aż dojechaliśmy prawie na miejsce przeznaczenia. Wulkan Batur, 1717 metrów n.p.m. Żeby wjechać na drogę prowadzącą w stronę wulkanu trzeba zapłacić lokalną opłatę klimatyczną, drogę blokują umundurowani strażnicy. Chcieliśmy podjechać jak najbliżej, obok wulkanu, w kalderze jest jezioro z piękną linią brzegową. Chcieliśmy, nie było nam to dane, zaczął padać deszcz. Na tej wysokości było zimno, w porównaniu z upałem poniżej, 15-20 stopni Celsjusza to prawie jak mróz. Deszcz natomiast, jak to na tropiki przystało, był ścianą wody, przemokliśmy do suchej nitki w ciągu kilkunastu sekund. I znowu poszła nam opona. W ulewie, ledwo widząc na kilka metrów do przodu, pchałem nasz poszkodowany skuter w stronę najbliższego wulkanizatora. Dopchałem, pan naprawił, poznaliśmy młodą parę z Indii, ale ochota na górskie wycieczki nam przeszła, za bardzo zmokliśmy. Zresztą, dalsza droga według mapy była gruntowa, w takim deszczu mogła być nieprzejezdna.
Na początku, jeżdżąc skuterem po Bali, zakładaliśmy same lekkie ubrania, krótkie spodnie, lekkie koszulki, dziwiąc się lokalnym którzy jeżdżą w ciężkich jeansach i skórzanych kurtkach. Kilka dni później, przyzwyczajeni do upału, sami zaczęliśmy ubierać się cieplej. Chusta, kurtka przeciwdeszczowa, nawet polar. Do upału łatwo się przyzwyczaić.
Na koniec, jeżeli zaniesie Was kiedyś na Bali, zamiast kupować pamiątki na turystycznych targach, warto pojechać na zakupy w głąb wyspy. W takich miejscach jak to jest dużo taniej, na tyle, że nawet się nie targowałem. Kupiliśmy wszystko co chcieliśmy i parę rzeczy ekstra.
Indonezja, Bali, kwiecień 2013