Pagoda Shwedagon właściwie jest stupą. Stupy są nieco mylące bo nie mają kreski nad ó.
Pagoda Shwedagon jest stupą – to najprostszy w swej formie typ buddyjskiej budowli sakralnej. Numer jeden z opisanych w przewodniku listy miejsc do zobaczenia w Birmie i muszę przyznać – wiele w tym prawdy.
Trafiliśmy do niej dwa razy. Po raz pierwszy grubo po zachodzie słońca – zbyt późno żeby zrobić udane zdjęcia. Po raz drugi, już na spokojnie, pod koniec wyjazdu. Robi ogromne wrażenie, monumentalna, ale wygląda na lekką, przesycona złotem a nadal pełna gustu i smaku. Wierzy się, że została wybudowana 2500 lat temu na zlecenie króla Okkalapy. W relikwiarzu przechowywane są włosy Buddy. To jedno z najświętszych miejsc Myanmar.
Budowla ma wysokość 99 metrów, w obwodzie prawie 450. W całości pokryta złotem (ocenia się, że jest go w sumie około 9 ton), udekorowana kilkoma tysiącami kamieni szlachetnych (głównie diamenty, w sumie ponad 2200 karatów). Nawet kilkaset dzwonków umieszczonych na szczycie kopuły jest ze złota. Podstawę otaczają 64 mniejsze stupy, niezliczona ilość kapliczek, wizerunków Buddy, gryfów, słoni i ludzi pochłoniętych modlitwami.
Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to jedno z miejsc do których można wracać wielokrotnie i za każdym razem odkrywać coś nowego. Za pierwszym razem, po obejściu budowli dookoła, poznaliśmy mnicha Endegara (może Ende Ga – nie jestem pewny pisowni). Młody chłopak, studiował 4 lata angielski więc dało się z nim porozumieć. Pokazywał nam miejsca z których widać kolorowe odblaski kamieni szlachetnych, znał ich mnóstwo. Sporo mówił o swoim życiu, bracie taksówkarzu który sponsoruje jego naukę i samej pagodzie. Opisywał kolejne kamienie umieszczone na wierzchołku i mówił ile mają karatów. Zapomniał tylko wspomnieć, że sporo z największych umieścili tam generałowie, mniej więcej w tym samym czasie kiedy strzelali do mnichów podczas tłumienia ruchów demokratycznych.
Podczas drugiej wizyty obejrzeliśmy pagodę na spokojnie, nie śpiesząc się. Czekaliśmy na zachód słońca siedząc na schodach i patrząc na odblask złota, spacerujących wiernych i modlących się mnichów. Warto było, to piękne i magiczne miejsce.
Wstęp kosztuje 8 (przekreślone 5) dolarów. Internet nie kłamał, Birma drożeje w zastraszającym tempie. O cenach jeszcze napiszę.
Pagoda Shwedagon jest piękna w dzień, ale największe wrażenie robi w nocy.
Polewanie wodą posągu Buddy.
Starszy mnich na poważnie.
Młodzi nieco rozbawieni.
Ekipa z miotełkami. Całość jest czysta i zadbana.
Mnich śpiewający mantrę w podziękowaniu za dary (woda, jedzenie). Jego śpiew był transmitowany na całą budowlę.
Procesja z tradycyjnymi parasolkami. Procesja obeszła pagodę dwa razy po czym zrobiła sobie fotę i udała się do domu.
Budda z rubinem.
Więcej Buddów.
Mimo, że dziedziniec jest pełen ludzi to łatwo znaleźć miejsce na skupioną modlitwę. Modlących obchodzi się z daleka, tak żeby nie przeszkadzać.
Wierzchołki małych stup.
Na koniec, Shwedagon Pagoda w dzień.
Rangun, Myanmar (Birma), marzec 2014