Nad jeziorem Inle żyje około 70 tysięcy mieszkańców zwanych Intha. Część z nich żyje w czterech miejscowościach nad brzegiem, część w wioskach na samym jeziorze. Wioski są spore i położone na dużej przestrzeni, są zbudowane z bambusowych domów postawionych na palach. Odwiedziłem taki dom, będzie o tym oddzielna notka.
To, z czego słynie jezioro to rybacy. Ci tradycyjni, łowiący z małych łódek wiosłowych i Ci bardziej nowocześni, na większych łodziach napędzanych silnikami diesla. Są znani z charakterystycznego stylu pływania, rybak wiosłuje stojąc na jednej nodze na rufie i macha wiosłem które owija sobie wokół nogi. To pokaz nieprawdopodobnego zmysłu równowagi, łódki są bardzo małe i płaskodenne – łatwo się bujają i wywracają. Ten unikatowy styl powstał z konieczności, to bardzo płytkie jezioro, pełne sterczących tuż pod powierzchnią wody konarów i bujnej roślinności. Siedząc na łódce gorzej widać przeszkody, z pozycji stojącej jest dużo lepiej. Wbrew pozorom takie wiosłowanie jest efektywne, mijani rybacy potrafili płynąć szybko i precyzyjnie. Jest to też bardzo fotogeniczne, prawdziwy taniec na wodzie.
Rybacy łowią rybę zwaną Nga hpein (Karp z Inle), to podstawa lokalnej diety. Najpopularniejszym daniem jest htamin gyin, składającym się z sfermentowanego ryżu, ryby z jeziora oraz smażonego tofu, czasem z dodatkiem ziemniaków.
Tradycyjnie łowi się sieciami rozpiętymi na bambusowym stelażu, nowocześni rybacy przeszli na rozległe sieci rozciągane na kijach.
Co ciekawe, nogami wiosłują tylko mężczyźni. Kobiety wybierają standardową pozycję, pływają klęcząc lub siedząc na rufie.
Wpływając do wioski na wodzie.
Te kilka zdjęć dalej to już spektakl dla turystów. Przed głównym dopływem jeziora zawsze się kręci kilka łódek z pozującymi rybakami ubranymi w tradycyjne stroje.
Na koniec zachód słońca.
Inle Lake, Myanmar (Birma), marzec 2014