Wracamy do Tajlandii, Maya Bay.
To chyba najsłynniejsza plaża w kraju, rozsławiona filmem „The Beach”. Miejsce zaiste bardzo piękne, tylko jest jeden kruczek, trzeba być na niej krótko po świcie albo późnym popołudniem. Nam się udało, doczytałem gdzieś tę radę w przewodniku i pomimo solidnej imprezy poprzedniego dnia wypłynęliśmy wcześnie.
Lokalne łódki, bardzo praktyczne w płytkich, pełnych raf wodach. Kieruje i zarazem napędza je za pomocą
silnika z bardzo do tyłu wysuniętą śrubą. Można ją wyjąć z wody i włożyć w innym miejscu, co daje niesamowitą
zwrotność. I są bardzo szybkie.
Nic tylko skakać z radości ;)
Ale już za chwilę, kilka minut po 10.00 z głównej wyspy Phi Phi przyplywa tutaj setki motorówek,
wszystkie takie same, napędzanych podwójnymi potężnymi silnikami. I robią desant.
To niesamowicie wygląda, motorówka za motorówką, z każdej wysypuje się tłum ludzi. Każda
ma swój numer, po dwóch godzinach załoga zgarnia z plaży turystów wołając po numerze, szybko i nerwowo.
W końcu trzeba przywieźć następną turę :)
Aż do wody ciężko się dopchać.
Nic tylko uciekać ;)
A większe statki które nie mogą dobić do brzegu, wożące zwykle japońskich turystów robią desant
na wodzie. Statek rzuca kotwicę, z pokładu do wody skacze 200 japończyków w kamizelkach ratunkowych
(w kolorze statku, a jakże) i mają 45 min na pływanie. Oczywiście w zasięgu 100 metrów :)
Ostatni rzut oka na Maya Bay i płyniemy dalej. Jeszcze o tym nie wiedzieliśmy ale następnego
dnia czekała nas przygoda, pożar silnika na morzu. A to nigdy zabawne nie jest …
Maya Bay, Tajlandia