Kuba, dzień 4
Karaibski turystyczny raj
Rano, zaraz po śniadaniu, zgodnie z obietnicą, dojechał do nas nowy samochód. W porównaniu z pierwszym bajka, chociaż także Paugeot 206 to wyposażony we wszystko, co tylko można sobie w samochodzie zamarzyć. Sprawny silnik, prawie nowe opony, ABS, sprawną klimatyzację, elektrycznie opuszczane szyby a nawet automatyczną skrzynię biegów. Dawno nie jeździłem automatem, musiałem nabrać wprawy ale to okazało się strzałem w dziesiątkę w chaotycznym, kubańskim ruchu miejskim. I poza jedną sytuacją z którą poradziłem sobie w pięć minut nie zawiódł ani razu. Miał tylko jeden feler, niedziałający klakson ale co z tego wynika w następnej notce.
Wizyta sąsiedzka
Dolina Vinales
Dolina Vinales
Z nowymi siłami, zaopatrzeni w wodę i przewodnik wyruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. Najpierw Gran Caverna de Santo Tomas czyli największy na Kubie system jaskiń. Jaskinie, jak jaskinie, rzecz dla koneserów, ja nim nie jestem ale te były naprawdę fajne. Są naprawdę duże, do zwiedzania udostępniony jest tylko drobny fragment. Uroku dodaje to, że nie są oświetlone, jedyne światło to małe latareczki diodowe na kaskach i gazowa lampa przewodnika. Wrażenie robi też moment w którym przewodnik prosi wszystkich o wyłączenie światła, aż czuć te miliony ton skał dookoła. Nigdy też nie byłem w jaskini w której było tak gorąco.
Gran Caverna de Santo Tomas
Gran Caverna de Santo Tomas
Po łażeniu po dziurach w ziemi pojechaliśmy do Cayo Jutias, słynnej plaży w okolicy. Miejsce jest naprawdę fajne, półwysep, pełny pięknych, piaszczystych plaż i intensywnej zieleni palm. Prawdziwy tytułowy karaibski raj. Prowadzi do niego droga na grobli, ewidentnie nasypanej przez ludzi, jazda po niej robi niesamowite wrażenie. No i ta dzika plaża z latarnią morską, bajka :)
Latarnia morska na Cayo Jutias
Plażowe klimaty, Cayo Jutias
Tam właśnie, po raz pierwszy odkryliśmy instytucję kubańskiej enklawy turystycznej. Na drodze stoi szlaban, sprawdzane są paszporty, kontrolowane są samochody. To był chyba pierwszy taki checkpoint jaki widzieliśmy, później się okazało, że jest ich sporo. W samym Cayo Jutias są prawie sami turyści, jedyni kubańczycy jakich tam widziałem to pracownicy knajp przy plaży lub latarni morskiej. Takich enklaw na Kubie jest więcej, największa to słynne Varadero czyli cały półwysep zamieniony na miasteczko hotelowo-turystyczne. Dookoła cudowne plaże, błękitno-zielony ocean, palmy… Tylko mało w tych miejscach prawdziwej Kuby.
Wracając do Vinales wzięliśmy autostopowiczów, kobietę i mężczyznę. Rozmowa była prześmieszna, rozmawialiśmy głównie z facetem – on mówił po hiszpańsku, my po angielsku a rozumieliśmy się całkiem nieźle. O autostopie na Kubie też jeszcze napiszę.
Na koniec kilka fotek przy zbudowanym przy najlepszym punkcie widokowym na dolinę Vinales hotelu Los Jasmines. Miejsce magiczne, my byliśmy o zachodzie słońca, podobno jeszcze ładniej jest o wschodzie. Dolina jest wpisana do UNESCO, warto zobaczyć.
Dolina Vinales
Dolina Vinales
Dolina Vinales
Motorola też robi niezłe foty :)
Następnego dnia mieliśmy pierwszy duży przejazd, 460 km. No więc notka będzie o drogach. A jest o czym pisać.