Kuba, dzień 5
Dzisiaj będzie historia o drogach. I rzeczach powiązanych.
Drogi na Kubie mają swoje kategorie, do takiej teorii doszliśmy po kilku dniach jazdy. Kategorie nie zależą od oficjalnej klasyfikacji, kategoria określa rozsądną prędkość jazdy. Kategoria specjalna to brak drogi, znaczy droga na mapie jest ale w terenie to już niekoniecznie. Taką znaleźliśmy jedną, poddałem się po 8 km czując, że jeszcze kilka to Peugeot się rozpadnie i dalej będę go niósł. W kawałkach.
Kategoria 0 to droga na której się głównie stoi, znaczy można jechać kilka km/h – dziury są takie, że grozi urwaniem połowy samochodu. To głównie boczne drogi na zachodzie wyspy. Drogi równoległe do autostrad, szczególnie na zachodzie są w bardzo kiepskim stanie. Sporo jest dróg kategorii 30, już można jechać ale z takiej prędkości można się zatrzymać natychmiast. Co pomaga w dojechaniu do jej końca tym samym samochodem. Kategoria 70-90 także istnieje, a jakże, klasyczny przykład to główna droga środkiem wyspy na wschód, dojeżdżająca aż do Baracoa czyli prawie najdalszego punktu do którego turysta jest w stanie dotrzeć. I ma obwodnice prawie wszystkich miast. Na wschodzie jej rolę pełni autostrada (w zasadzie dwie). Autostrady są naprawdę niezłe, mają 2-3 pasy, miejscami jechałem aż do 130 km/h ale i tak trzeba bardzo uważać bo WIELKIE DZIURY zdarzają się i na niej, kilkakrotnie wciskałem hamulec do podłogi. Są w zasadzie dwa odcinki, jeden od Hawany na zachód aż do Pinal de Rio, jakieś 160 km, drugi od Hawany na wschód, ok 350 km. Podobno dalej jest w budowie choć to jak z naszymi, efektu specjalnie nie widać. Dłuższy odcinek nosi nazwę Autostrady Narodowej. Z Hawany ciężko na nią trafić, konia z rzędem temu kto znajdzie jakikolwiek znak na ostatnim zjeździe. W związku z tym trzeba się cofać. Albo zawracać. Albo jechać pod prąd, co też na autostradach widziałem :)
Ze znakami na drogach w ogóle jest śmiesznie, na zachodzie mało ich jest, jak zobaczyłem pierwszy drogowskaz to się zatrzymałem i zrobiłem mu zdjęcie. Na wschodzie jest dużo lepiej, drogi są nieźle oznakowane.
I trzeba uważać, bardzo uważać. Na drogach są samochody, autokary, ciężarówki, wozy, konne bryczki, konie, krowy, psy, woły, rowery, kozy, świnie, sępy, czasem wystają nogi Kubańczyka który właśnie śpi sobie w cieniu który dają krzaki rosnące w pasie zieleni. I dlatego też, po Kubie nie jeździ się w nocy, jest to zbyt niebezpieczne. Za łatwo na kogoś lub na coś najechać. Sporo samochodów nie ma świateł, jakichkolwiek, a jak już ma to jeździ na długich. Nie wiem też jakie są ograniczenia prędkości, i tak pewnie przy jakości dróg raczej ciężko je przekroczyć.
Autostrada, wersja bez pojazdów
Autostrada, wersja z pojazdami
Droga, kategoria 30, za to bardzo urokliwa
Kubańczycy jeżdżą naprawdę dobrze, każdy użytkownik drogi ma równe prawa, nikt nie rozjeżdża i nie spycha z drogi chaotycznych rowerzystów, trąbi się na nich bardziej ostrzegając o samochodzie z tyłu niż agresywnie rozgarnia. W sumie robi to wrażenie totalnego chaosu ale jak się poczuje klimat jazda jest całkiem bezproblemowa. Tylko trzeba mieć klakson, a że nasz El Coche nie miał …
Pamiętajcie, wypożyczając samochód na Kubie klakson ważniejszy niż klima. Serio :)
Klima się przydaje, i owszem, choć jestem raczej wrogiem zamrażarki w tropikach. Jeżdżąc bez klimy szybciej się przyzwyczaisz do klimatu, to naprawdę po kilku dniach pomaga. Widziałem już turystów w takim miejscu którzy 20 minut po wyjściu z mocno klimatyzowanego pojazdu dostawali udaru cieplnego, mdleli i odpływali. Więc my używaliśmy klimy tylko wtedy kiedy się nie dało inaczej albo w miastach, chroniąc się przed koszmarnym czarnym dymem wydobywającym się z zdezelowanych węgierskich ciężarówek.
Swoją drogą, miło pisać o upale i klimatyzacji kiedy za oknem -13 stopni a Polskę zasypało śniegiem :)
Farma krokodyli, Zatoka Świń
Sytuację mocno ratuje to, że ruch jest bardzo mały. Samochodów jest mało, benzyna koszmarnie jak na warunki kubańskie droga (ok 3,3 zł/litr 94). Czasem przez kilka, kilkanaście minut nie widać żadnego innego samochodu. Tylko w miastach, zwłaszcza w Hawanie ruch jest większy.
Zatoka Świń
No i się rozpisałem ogólnie. A w podróży rozpoczęliśmy wędrówkę na wschód, pierwszy długi odcinek, ok 460 km, z Vinales do Cienfuegos. Droga długa, bardzo długa jak na lokalne warunki. Ciężko jest przejechać przez Hawanę, autostrada wjeżdża do miasta, trzeba się przebić jego obrzeżami i znaleźć wyjazd z drugiej strony, prawie bez znaków. Dalej, farma krokodyli przy wjeździe do Zatoki Świń, bardzo urokliwe miłe zwierzątka. Robią wrażenie … Jest takich farm ok 10, Kubańczycy odnawiają prawie wytępioną populację. Na koniec sama zatoka, zatoka jak zatoka, ładna okolica. Miejsce jest znane z porażki wspieranych przez USA opozycjonistów którzy próbowali dokonać inwazji. Wszystko to sprawiło, że do naszej Casy dojechaliśmy przed samym zachodem słońca, kąpiel, kolacja i najlepsze mojito jakie piliśmy na Kubie.
Kolonialny dom o zachodzie słońca, Cienfuegos
Tak proszę Państwa, najlepsze mojito są w Cienfuegos i nikt mi nie powie inaczej :)