Kuba, dzień 1
Pomysł na Kubę pojawił się przypadkiem. Od dawna chodził za mną wyjazd do Tajlandii, myślałem też o jakimś rejsie po Atlantyku. I nagle, podczas niezwiązanej z podróżą rozmowy na gg okazało się, że moja znajoma ma podobny problem, chce jechać na Kubę tylko nie ma z kim. Więc Kuba? Czemu nie, miało być ciepło, daleko i fotogenicznie, pasowało doskonale.
A kto by się tam przejmował, że oboje nie znamy hiszpańskiego ;)
Podróż zaplanowaliśmy błyskawicznie, w biletach pomógł znajomy Karoliny pracujący w biurze podróży (swoją drogą polecam, zazwyczaj można szybciej znaleźć wszystkie dostępne możliwości, a czasem i dużo tańsze bilety, np. czartery). Od razu też, założyliśmy, że chcemy zobaczyć jak najwięcej więc będziemy dużo podróżować. Szybko okazało się, że kraj może być komunikacyjnie trudny, pociągi niby są ale jeżdżą z rozkładami umownymi, może przyjedzie dzisiaj, może jutro. Z autokarami (turystycznymi) jest lepiej, ale też jakoś nieszczególnie – nie jest ich dużo. Znaczy jeździmy samochodem.
Wstępne rozpoznanie to w ogóle ważna sprawa, im więcej przeczytasz przed wyjazdem w takie miejsce tym lepiej. Przed samym końcem podróży spotkaliśmy 2 Francuzki które przyjechały kompletnie w ciemno, nie wiedziały nawet jak się wydostać z Hawany. Okazało się, że pociąg do Vinales to nie wiadomo kiedy odjeżdża i żeby przychodziły codziennie i się pytały.
My skorzystaliśmy z pomocy ANDARES’a, małej firmy zajmującej się pomocą w organizacji takich wojaży na Kubie. Firma to małżeństwo, Polka i Kubańczyk, bardzo mili i pomocni. Zajęli się rezerwacją samochodu (to ważne, jest deficyt samochodów w wypożyczalniach, często ich brakuje), pomogli opracować trasę i zarezerwowali noclegi. Nocować chcieliśmy głównie w Casa Particulares (pokoje wynajmowane u kubańskich rodzin) i jak się na miejscu okazało to był strzał w dziesiątkę. Zapewnili też anglojęzyczną pomoc na miejscu i wypożyczyli jedyną dobrą drogową mapę Kuby (bardzo ciężka do dostania na miejscu).
Polecam poczytać http://kubaonline.pl/ i ogólnie o podróżach: http://www.koniecswiata.net/poradnik/ – bardzo fajne i przydatne poradniki, zwłaszcza o tym co spakować, jak przetrwać w samolocie itp. Lektura obowiązkowa!
Lotnisko, Amsterdam
Nasza podróż była bezproblemowa, lecieliśmy przez Amsterdam i po kilku godzinach na holenderskim lotnisku siedzieliśmy już w Boeingu 767 linii Martinair na Kubę. Leci się długo, 9,5 godziny w tamtą stronę (powrót 8,5) – ciężko to przetrwać. Z kilku lotów na takich trasach najważniejsze to spać jak najwięcej, pić dużo wody i łazić po samolocie ile się da. Ale i tak wykańcza.
Dolecieliśmy już po zachodzie słońca, wymęczeni wyczłapaliśmy z samolotu, doszliśmy do hali odpraw a tam całkiem nowoczesne kamery termowizyjne, ekipa lekarska w maskach i makabryczna kolejka do odprawy paszportowej. To trwa, trwało straszliwie długo. Każdy paszport musi być dokładnie obejrzany, przeczytany, sprawdzony a każdy turysta sfotografowany (wyjeżdżającym też robią zdjęcia i porównują ze sobą – pewnie fajnie to wygląda, biała twarz – brązowa twarz). Problemów nie było, bagaż już na nas czekał, później tylko wymiana pieniędzy i do taksówki. Z taksówkami to jest tak, że można jechać z taksometrem (wtedy przejazd jest państwowy) albo dogadać się na określoną sumę – my zmęczeni wybraliśmy pierwszą opcję.
Później był hotel, degustacja nielegalnego sera u przyjaciół na miejscu, pierwsze wrażenia z Hawany i pierwsze mojito w barku przy słynnym Maleconie. I długi, długi sen…
Wschód słońca, Havana, Cuba