Odcinek 10, Orchha
Cenotaf nieśmiało wygląda zza krzaka
Dzisiaj będzie mniej tekstu a więcej zdjęć, Orchha w wersji turystycznej. Jak pisałem w poprzedniej notce Orchha znana jest z pałaców i cenotafów.
Trzy pałace Orchhy to siedziba dynastii Bundela, były budowane w XVI-XVIII wieku. Tworzą zwarty kompleks, z jednego przechodzi się do drugiego. Są nieco zaniedbane i rozsypujące się choć architektonicznie bardzo ciekawe. Dookoła miasteczka też jest kilka ciekawych budynków, malowniczo rozsianych po polach i łąkach.
Widok na miasteczko i kompleks pałacowy
Dziedziniec pałacu Raj Mahal
Pałac Jahangira
Widok na Orchhę
Pałac Jahangira
Trochę wnętrz
Rakesh z kolegą przyglądają się zachodnim turystkom
Pałacowe wnętrza to wymarzone miejsce na schadzkę :)
Okolica jest urocza, mało widziałem w Indiach zieleni, tam było jej sporo.
No i obecni mieszkańcy zamku :) Małpy w Indiach dzielą się na te z jasnymi pyskami (łagodne) i czarnymi (złośliwe i wredne). Tak to przynajmniej tłumaczyli lokalni.
Wychodzimy z kompleksu, widok na Jahangiri Mahal
Idziemy spacerem dalej, pozdrawiamy kąpiących się chłopaków …
aż dochodzimy do mostu nad Betwą. Most jest częścią drogi zaznaczonej na mapie kolorem czerwonym czyli główna :)
Żeby nie było, że wszędzie jest tak ładnie to nie wszędzie
Czasem jest malowniczo
Czasem piękne budynki są obudowane slamsami
Dochodzimy do jednego z pałaców na wzgórzach dookoła miasteczka
Ten w odróżnieniu od tych w samym Orchha ma zachowane piękne freski i malowidła, tutaj walka z demonami
Oraz masaż stóp na łózku wykonanym w kształcie siedmiogłowego węża
Na koniec spaceru dochodzimy do cenotafów (symbolicznych grobowców). Władców pałaców kremowano więc ciał w środku nie ma, pałacyki mają znaczenie czysto symboliczne
Całość zbudowana jest na uboczu miasta, całość jest ogrodzona, wypielęgnowana i czysta. Robi dobre wrażenie
Jeszcze widok od strony rzeki. Tutaj, jak wszędzie w okolicy miejsc turystycznych kłębi się tłum dzieciaków sprzedających różne paskudztwa, figurki, wisiorki i inne takie. Ale jeden z nich był bardziej obrotny, chciał mi sprzedać „Kamasutrę”. Kiedy zainteresowany spytałem co konkretnie ma mi do sprzedania odciągnął mnie nieco na bok i teatralnym szeptem powiedział „Patrz!” i pokazał mi wydrukowane na kolorowej drukarce atramentowej sceny z wybitnie pornograficznych filmów z hinduskimi aktorkami. Uśmiałem się, kartek nie kupiłem (były całkiem brudne i przetarte) – widać nie cieszyły się wielkim powodzeniem. Za to kupiłem caly zestaw branzoletek z nitek z małymi dzwoneczkami, cała nasza ekipa je nosiła do końca wyjazdu :)
Na koniec notki trochę o pociągach (tak wiem, znowu … ;) Obiecałem jedak w którejś z pierwszych notek, że jak znajdę takie fotki to pokażę.
To klasa sleeper czyli kuszetki z otwartymi przedziałami na 6 osób. Na górze są wentylatory, w większości zepsute choć niezbędne w goracych miesiącach. Bagaże, w celu ochrony przed kradzieżą przypina się do różnych metalowych kółek czy łańcuchów, przypinają wszyscy, hindusi także.
W tym pociągu, Orchha-Agra byłem świadkiem sceny która była jedną z najmocniejszych widzianych w Indiach. Mianowicie jedziemy sobie, jest późne popołudnie. Dookoła pełno hindusów z dziećmi rozrzucającymi resztki jedzenia dookoła, wszędzie na podłodze walały się papierki, resztki krakersów i ciasteczek. Hindusi nas też podglądają, robią zdjęcia z ukrycia albo śmiało podchodzą i proszą o zrobienie sobie zdjęcia z nami. Ale po godzinie już się nieco znudzili więc poza latającymi wszedzie dzieciakami jest spokojnie a my czytamy książki. Siedziałem z brzegu, od strony korytarza, zresztą zazwyczaj tak robiłem – tworząc pewnego rodzaju barierę chroniącą dziewczyny. I nagle słychać szuranie. Patrzę na korytarz a tam pełznie żebrak. Czołga się, częściowo na kolanach, częsciowo na brzuchu, ma wygiętą w dziwny sposób bardzo chudą nogę i coś nie tak z palcami u rąk. Żebrak czołgając się robi to tak, że ramieniem popycha sterty śmieci, takie połącznie spychacza i miotły. Nie wiem jak zareagować, widok jest tak nierealny, że nie wiem czy się patrzeć czy odwrócić wzrok. Ale nie odwracam. I widzę jak dopełza do rozsypanych herbatników na bardzo brudnej podłodze, wszędzie jest aż czarno. I zaczyna je jeść, prosto z podłogi. Siedzący obok hindusi go przepędzają, żebrak czołga się dalej aż dociera do nas. Widząc białych a to zawsze znaczy łatwe pieniądze podnosi się nieco i patrząc się na mnie pustym wzrokiem wyciąga rękę dobywając z siebie dźwięku który brzmiał jak „Eee, eee”. Ręka nie ma dwóch paców, jest nienaturalnie wykrzywiona. Zamarłem, dziewczyny też. Po kilku, może kilkunastu sekundach wyciągnąłem portfel, dałem mu pieniądze i poczołgał się dalej.
I tak to wyglądało. Indie, proszę Państwa. Indie.
W następnej notce słynna i bardzo turystyczna Agra