Gaz do dechy!
Dzisiaj kilka zdjęć z Siem Reap, turystycznego miasteczka obok Angkoru. Trudno powiedzieć czy to miasto czy miasteczko, 170 tys. mieszkańców zaledwie ale to czwarto miasto pod względem ludności w Kambodży. Siem Reap żyje Angkorem, turystami i ich potrzebami, poza kwitnącym biznesem turystycznym nie ma tu wiele ciekawego do oglądania. Miasto zamiera podczas dnia, budzi się dopiero pod wieczór kiedy chmary przyjezdnych wracają ze świątyń i chcą jeść, bawić się i kupować. Jadłodajni jest pełno, tanich na ulicy i tych drogich, z kelnerami w smokingach. Jest też specjalna ulica z knajpami, nazywa się całkiem swojsko „Pub Street”, z małymi inspiracjami do Kao San Road w Bangkoku. Są markety, same nocne, każdy z nich chwali się, że to on jest tym oryginalnym a inne to tylko podróbki. Na straganach jest to samo co w innych ale pochodzić warto. Z Tajlandii przyszła też moda na żywiące się naskórkiem akwaria z rybami oraz masaż. Ryby tańsze niż w Bangkoku, masaż też, za to gorszy. W Siem Reap spotkaliśmy także grupę polaków, chyba 9 czy 11 osób, kręcących się po okolicznych krajach, po parę dni w każdym. Impreza była zacna.
Jeden z nocnych sklepików, można kupić prawie wszystko, jeżeli sprzedawca śpi, wystarczy go obudzić
Sklep z pamiątkami jedzie przez miasto
Wejście do Pub Street
Night Market
Jest też nawet KFC, ceny zachodnioeuropejskie
Rodzinne wyścigi skuterów
Sprzedawca kanapek pod szkołą podstawową
Tuk-tuk w wersji ciężarowej
Siem Reap, Kambodża, listopad 2012