Kulinarny spacer po ulicach Bangkoku

W Bangkoku można wybrać się na zakupy …

Zrobić sobie fotkę na tle zabytku …

Kupić kwiatka albo dwa …

Ale przede wszystkim, ulice Bangkoku to królestwo jedzenia. Knajpy są wszędzie, od wykwintnych i bardzo drogich restauracji, często usytuowanych w najdroższych punktach miasta, przez uliczne bary, kończąc na wszędobylskich wózkach z ulicznym jedzeniem. Każdy wolny kawałek przestrzeni może być restauracją, wystarczy kilka wolnych metrów kwadratowych ulicy albo chodnika, stawiamy wózek i można karmić ludzi.

Dostępne jest wszystko, mięso, ryby, dania wegetariańskie, wypieki, ryby, owoce, ciastka, wyciskane na miejscu soki. Co tylko możemy sobie wyobrazić i trochę takich które nie mieszczą nam się w głowie. Ulice pachną jedzeniem, żal nie spróbować …

Mięsne szaszłyki w rozmiarze XXL

Smażone w głębokim tłuszczu pikantne ciastka warzywne. Bardzo smaczne.

Suszone owoce morza

Wózek z ananasami

Fabryka soków

Bar z widokiem na ruderę

Szaszłyki z ananasem i papryczką. Szaszłyk kosztuje 10THB (ok 1 zł), smakuje doskonale, tylko trzeba uważać na papryczkę. Pierwszą zjadłem całą, była tak ostra, że przez następne kilka minut nie mogłem złapać oddechu.

Na deser smażone robaki. Robaki smakują jak chipsy, są całkiem niezłe, trzeba się tylko przełamać. Z sosem sojowym prawie jak przysmak …

Bangkok, listopad 2012

Głosowanie na Blog Roku 2012

W konkursie na Blog Roku 2012 nie przeszedłem do następnego etapu, blog zajął 15 miejsce w swojej kategorii (do następnego etapu przechodzi pierwsza dziesiątka).

Ale to 15 miejsce na 198 startujących, całkiem nieźle :)

Bardzo wszystkim dziękuję za głosy!

Cuda z liści bananowca

Ubrana na pomarańczowo Malie tworzy dekoracyjne cuda z liści bananowca. Malie jest dumna ze swoich umiejętności, cieszy się także, że ma tak dobrą pracę. Bardzo lubi swoje romantyczne imię, Malie, tłumacząc na polski to Jaśmin.

Dotrzeć na targ kwiatowy Yodpiman nie jest trudno, obok jest zajezdnia autobusowa oraz stacja promów pomarańczowej linii, Memorial Bridge Pier. Kilka kroków i jesteśmy na targu, zapach kwiatów prowadzi nas jak po sznurku. Najlepiej być tam o świcie, nawet przed, ruch w interesie kwiatowym zaczyna się bardzo wcześnie. W Bangkoku, mieście gdzie średnia temperatura w roku przekracza 30 stopni Celsjusza, świeże kwiaty żyją krótko, transport i dystrybucja musi być szybka. My dotarliśmy około 11, targ, który co prawda funkcjonuje całą dobę, o tej godzinie zamiera. Czeka na wieczorne złagodzenie upału.

Pani Mew, specjalistka od wiązanek z fioletowych orchidei

Targ ma też sekcję z owocami, Saranya przyłapana na segregowaniu bananów

Zagłębie opakowanych róż

Żółta alejka spacerowa

Ładowacz z numerem 6 wraca po kolejną porcję kwiatów. Przeładunek jest ciężką pracą, kwiaty są lekkie ale wszystko odbywa się w 35 stopniowym upale i wilgotności sięgającej 90 procent.

Na obrzeżach Yodpiman swoje stoiska rozkładają detaliści. Choć kwiaty żyją krótko, cieszą się wielką popularnością.

Latające arbuzy

Bangkok, Yodpiman Market, listopad 2012

Kolacja w chińskiej dzielnicy

Gotowanie w Chinatown

Być w Bangkoku i nie zjeść kolacji w chińskiej dzielnicy to jak pojechać do Zakopanego i nie zjeść oscypka. Nie da się. Jeżeli macie jeszcze jakieś wątpliwości to uważam, że tam się gotuje, piecze, smaży i podaje najlepsze jedzenie na świecie.

Najpierw trzeba tam dotrzeć – jedziemy Tuk-tukiem przez miasto. Tuk-tuk to świetny wynalazek, wygodne trójkołówki ze sporymi silnikami zgrabnie przeciskają się przez wiecznie zakorkowane miasto.

Wysiadamy na Thanon Yao Warat, głównej ulicy chińskiego zamieszania

Mijamy sławne i znane restauracje o niewymawialnych nazwach

Kolorowe sklepy z czymś bliżej nieokreślonym

Skręcamy w którąś z kolei boczną uliczkę, wybór prawie dowolny i idziemy tak długo, aż napotkamy miejsce które nas zachwyci zapachem jedzenia. Zazwyczaj wystarczy kilka metrów …

Zamawiamy, zaczyna się gotowanie. Wszystko świeże i najwyższej jakości, warzywa krojone na naszych oczach, ryby leżące w lodzie ale na ladzie tylko kilka sztuk. Jeżeli się kończą, pomocnik kuchenny biegnie na pobliski targ po następne – jeszcze żywe.

Czekając na zamówienie rozglądamy się dookoła, obok dwie dziewczyny macające swoje telefony, w Bangkoku każdy ma smartfona. Po bruku łażą karaluchy, duże, wielkości kciuka. Warunki higieniczne wyglądają na takie, że inspekcja Sanepidu padłaby natychmiast na zawał ale stół z jedzeniem, naczynia, sztućce i deski do krojenia są bardzo czyste.

Ryba smażona w czosnku, najlepsza ryba jaką jadłem w życiu.

W ramach deseru można zjeść duriana. Durian to najbardziej śmierdzący owoc na świecie, na tyle, że nie można go wnosić do większości hoteli. Za to bardzo smaczny.

Po kolacji obowiązkowo wstępujemy na drinka, oczywiście w wiaderku, w tajskim stylu.

Więcej o jedzeniu w Bangkoku możecie przeczytać na blogu Oli i Grześka, towarzyszy ostatniej podróży. Bardzo zapraszam: http://zinnejbeczki.wordpress.com

Bangkok, Chinatown, listopad 2012

Kulig

Kulig to jest fajna rzecz!

Jestem fanem strefy tropikalnej, uwielbiam gorąco, ale mimo spędzenia prawie całego dnia na dziesięciostopniowym mrozie bawiłem się świetnie! To świetna zabawa! Impreza była zorganizowana w Stajni Bajka w Radzyminie, piękne konie, dobre jedzenie, bardzo mili właściciele – polecam: http://www.stajniabajka.com.pl.

Wyścig na poważnie i drugi trochę mniej

Właściciel, Pan Robert Rozwód kulbaczy konie. Pan Robert jest kaskaderem, specjalistą od koni.

Zbrojne akcesoria filmowe. Puchary na stole to nagrody wychowanków stajni.

Konie w różnych ujęciach

W drogę!

Pejzaż mazowiecki

Teren Mazowsza jest bardziej urozmaicony niż się spodziewałem, były górki, wąskie przejazdy przez las i skoki przez rowy. Jazda sprawa mnóstwo radości.

Była moc!

Radzymin, Stajnia Bajka, 20 stycznia 2013

Ghana, kilka fotek na rozgrzanie

Accra City Beach, Ghana

Porządkuję zdjęcia, porządkuję blogi, przenoszę relacje z podróży, ze starego do nowego. Na początek przeniosłem relację z Ghany, z listopada 2010 roku. Całość jest do zobaczenia pod linkiem:

https://qbk.pl/blog/tag/ghana/?orderby=date&order=ASC

Dodatkowo, przenosząc zdjęcia znalazłem kilka innych, ciekawych i dotąd nieopublikowanych. Zapraszam.

Dzieci z wioski Atimpoku

Wschód słońca nad brzegiem Atlantyku

Zapora na jeziorze Volta

Maranatha Beach Camp

Łodzie rybackie z Cape Coast

Zachód słońca, Cape Coast

Ghana, listopad 2010

O-kuhn znaczy dziękuję

Światynia Wat Leu

Kontynuując przygodę ze skuterami, ostatniego dnia, pojechaliśmy jeszcze do świątyni Wat Leu w Sihanoukville. Mało turystów tu trafia, miejsce jest oddalone od wybrzeża i centrum miasta, zlokalizowane na uboczu, zaraz za browarem Angkor. Świątynia jest ciekawa, nie tylko ze względu na podłoże religijne czy historyczne, ale także interesująca architektonicznie. Kolorowa pagoda w centrum, otoczona małymi budynkami gospodarczymi. Wszędzie pełno buddyjskich detali, miejsc do odpoczynku i kontemplacji, po terenie błąka się spore stado małp. Dodatkowo, na stoku wzgórza na którym jest usadowiona powstał cmentarz, z nagrobkami w kształcie małych domków. Ładne miejsce, spokojne i tchnące zadumą.

Siedmiogłowy wąż i lew bronią wstępu

Happy New Year

Pagoda Wat Leu

Budynki gospodarcze

Lokalny odpowiednik krasnali ogrodowych

Budda i trzy małpy

Widok na południe

Na wężu

Cmentarz

Słoń z urwaną trąbą

Na koniec jeszcze jedna mała historia z naszego powrotu do Tajlandii. Wracaliśmy autokarem, jadąc przez Góry Kardamonowe, w kierunku przejścia granicznego w Koh Kong. Wyjazd był prawie o świcie, my mało przytomni, zaspani, jedziemy i jedziemy. I nagle w autobusie pojawiło się pełno dymu, gryzący, biały dym palonego plastiku. Nagłe poruszenie wśród pasażerów, panika, autobus nadal jedzie, nie wiadomo co się dzieje, dymu coraz więcej. Ludzie zaczęli krzyczeć „Stop the bus!”, „Stop the bus!” i nagle, tuż obok „Stop the KURWA bus!”. Nasz krajowy przecinek zadziałał, kierowca usłyszał krzyki, zatrzymał autobus, wszyscy wybiegliśmy. Zapaliła się instalacja klimatyzacji, nic poważnego jak się okazało, ale z początku wyglądało to groźnie. Śmierdziało aż do granicy.

Reszta drogi też nie upłynęła bez przygód, autokar psuł się jeszcze dwa razy, w tym raz padło coś w zawieszeniu i autokar się przechylił. Znacznie się przechylił. Naprawa potrwała około godziny, widziałem, że kierowca obwiązuje teflonową taśmą coś pod podwoziem, później siedział 20 minut przed kołem i gładził gumę rękami. Nie wiem co robił, pogłaskał, pogładził, jakoś dojechaliśmy. W przechyle, po górskich drogach, nieco niepewni tego bujania. Jak autobus skręcał w prawo to się prostował, jak w lewo to butelka wody wypadała z uchwytu… Była PRZYGODA!

Kierowca który gładził koło

To już ostatnia notka z Kambodży, 32 notki, 319 zdjęć, całkiem sporo materiału jak na dwa tygodnie podróży. Kambodża to kraj słynący ze świątyń Angkoru, jednak bardziej znany przez gehennę którą przeszedł za czasów Czerwonych Khmerów. Kraj, który od kilkunastu lat usiłuje się podnieść z tamtych, ciemnych czasów i widać wyraźnie, że mu się to udaje. Dużo się dzieje, dużo się zmienia.

Warto tam pojechać, nie tylko ze względu na zabytki czy widoki, ale przede wszystkim dla mieszkańców. Zawsze najważniejsi są ludzie, ich czasem bardzo odmienna kultura, wygląd czy zachowanie ale przede wszystkim bliskość i nić porozumienia którą można razem nawiązać. Nawet jeżeli nie znamy nawzajem swoich języków, mamy inny bagaż doświadczeń, inne wychowanie, edukację czy chociażby różni nas kolor skóry to jeśli chcemy, potrafimy się zrozumieć. A przynajmniej powinniśmy spróbować.

O-kuhn, Kambodżo …

Całość relacji można zobaczyć pod linkiem https://qbk.pl/blog/tag/kambodza/?orderby=date&order=ASC

Kambodża, Sihanoukville, listopad 2012

Ream National Park

Pomost na rzece Prek Toek Sap

Ostatni dzień w Sihanoukville spędziliśmy z tyłkami posadzonymi na skuterach i jeżdżąc po okolicy. Najpierw trzeba było te skutery wypożyczyć…
Nie było to proste. Wróć, było proste, tylko trwało strasznie długo. Teoretycznie skuter można wypożyczyć wszędzie, 4-5 USD za dzień, bez prawa jazdy, bez problemu. Bierzesz i jedziesz. W praktyce trwa to 90 minut, w tym dwukrotnie zabierano nasze paszporty, jeden skuter był zepsuty a drugim pojechał kolega do sklepu, nie było też kasków. Jak już się kaski znalazły, to było ich za mało. Na koniec ,jak już były skutery, kaski i nawet formularze zostały wypełnione i oddane, Pan od wypożyczania musiał zrobić komuś tosty z tuńczykiem, bowiem był dodatkowo kelnerem, recepcjonistą i tragarzem, a jak nie było kucharza, to też w kuchni pracował.

Kilkakrotnie widziałem takie akcje więc podszedłem do akcji spokojnie, ale reszta ekipy stawała na rzęsach i zgrzytała zębami. Najważniejsze, że się udało! Dawno nie prowadziłem dwóch kółek, jazda po okolicy sprawiła mi dodatkową przyjemność, chyba tęsknię za motocyklem …

Stacja benzynowa, tankowanie skutera, benzyna lana z butelek po whisky Johnnie Walker

Szukając Parku Narodowego Ream, znaleźliśmy jaszczurkę (prawdopodobnie gekon toke – dziękuję za pomoc Piotrowi M.).

Dojazd do stacji Rangersów na rzece Prek Toek Sap. Po pomoście trzeba było przejechać na skuterach, fajnie się jedzie po rozchybotanych deskach, mając wodę kilkanaście centymetrów od koła

Wioska przy stacji, wszystko na wodzie

Parking dla skuterów

Rangers i jego silnik, rzeka Prek Toek Sap

Zabudowań po drodze prawie nie ma, teren Ream National Park jest bardzo pilnowany przez pracowników. To jeden z niewielu Parków Narodowych w Kambodży i bardzo o niego dbają. Tutaj jedna ze stacji kontrolnych.

Wycieczka rzeką była całkiem interesująca, dookoła mangrowce, woda, trochę latającej zwierzyny. Na terenie występuje 150 gatunków ptaków. Na zdjęciu pomost prowadzący do wieży obserwacyjnej.

Wieża ma pozornie całkiem solidną konstrukcję, szkielet ze stali, pomosty drewniane. Jednak po bliższym kontakcie robi gorsze wrażenie, jest też zdecydowanie przeznaczona dla ludzi bez lęku wysokości. Abstrahując od sporej wysokości, spora część drewna była spróchniała.

Widok raczej jednostajny, mangrowce, dużo mangrowców

Zdecydowanie ciekawszy był widok w dół …

Kambodża, Ream National Park, listopad 2012