Akra, stolica Ghany.
Moje pierwsze zderzenie z Afryką. Ogromne miasto, podobno ok. 4 milionów mieszkańców, tropikalny upał, smród rynsztoków, ogromne korki i porażający ruch uliczny (gorzej niż w Bangkoku). Slumsy ale też bardzo przyjaźni ludzie, śliczne plaże, ocean i w ogóle powiew czegoś kompletnie innego. Tylko 6h godzin lotu z Londynu a zupełnie inny świat.
Do Afryki trafiłem 11 listopada, w Polsce zaczynała się zima a my piliśmy żubrówkę w tropikalnym upale, niezapomniane wrażenia. Ghana jest krajem położonym prawie na równiku, temperatura w ciągu roku jest praktycznie stała, 32-36 stopni. Tylko, że w porze deszczowej pada.
Pierwsze zdjęcia, które zrobiłem nie są szczególnie ciekawe, czasem bałem się wyciągać aparat, czasem nie chciałem czegoś fotografować. Bo jak robić zdjęcia ludziom żyjącym w slumsach, mającym za jedyny dobytek kawałek blachy falistej i kilka misek. Ale takie zdjęcia później też pokażę, choć tylko kilka. Na razie kilka pierwszych migawek z Akry:
Ghana. Gateway to Africa
Rdzawe kolory ulicy. Kolor kojarzący się z Afryką ale w sumie mało go widziałem, wybrzeże jest bardzo zielone.
Reklamy na ulicy, bardzo amerykańskie, prawda?
Sklep z drzwiami.
Plaża miejska Labadi Beach. Wejście 1 Cedi (w weekend 5 Cedi). 1 GHC = 2zł = suma za którą można przeżyć dzień (jedzenie + woda)
Dzieci ulicy
Sklepy, okolice James Town – najstarszej części Akry. Miejsce nie cieszące się najlepszą sławą, wyciąganie aparatu wybitnie niewskazane
Makola Market, największy market Akry
Makola Market. Niby można tu kupić wszystko ale głównie tanią chińsczyznę. Rzeczy lokalnych czy turystycznych właściwie brak. Ghana ma bardzo słabo rozwiniętą infrastukturę turytyczną, szkoda bo to bardzo piękny i bezpieczny kraj.
Ania, moja współtowarzyszka podróży.
Następna notka też o Akrze, później już podróż w głąb kraju :)
Super, pozdrawiam.
Chcę zapytać o język urzędowy
Angielski.