Odcinek 2, Delhi cd
Zwiedzanie Indii bywa męczące ;)
Drugi dzień pobytu w Delhi upłynął nam pod znakiem dalszej aklimatyzacji, walczenia z małym kacem, jet-lagiem oraz łażenia tu i ówdzie. A mianowicie było tak, rano Bastek nam pomógł kupić lokalną kartę SIM, marki Vodafone zresztą. Bardzo przydatna sprawa tam, często musielismy dzwonić do hosteli po drodze, dlatego też miałem czasem dostęp do Internetu. Z komórką w Indiach nie jest tak prosto, trzeba mieć paszport, zdjęcie i lokalne zameldowanie. Także mała ciekawostka, sieć w różnych stanach Indii nie jest ta sama, Vodafone jest niby wszędzie ale na zasadzie wewnętrznego roamingu. W końcu to NAPRAWDĘ duży kraj :) Z nowo nabytą komórką zatem udaliśmy się na zwiedzanie.
Najpierw była India Gate, monumentalny monument zbudowany przez Brytyjczyków w hołdzie żołnierzom Indyjskim. Brama jak brama ale rozmiar ma zaiście imponujący, ilość turystów dookoła też. Takie miejsce "must see" z przewodnika :)
Następnie napotkawszy rikszarza (jesteście moimi pierwszymi klientami dzisiaj, zawiozę Was prawie za darmo ;) przejechaliśmy w stronę Pałacu Prezydenckiego (must see#2)
Najpierw myśleliśmy, że to Pałac, ale nie – to tylko jeden z budynków rządowych, taki mały Sekretariat. W ogóle budynki państwowe są ogromne, niemalże megalomańskie.
Pałac właściwy, Prezydencki znaczy
Później świątynia Sikhijska, Gurudwara Bangla Sahib (must see #3)
Gurudwara Bangla Sahib, w pełnej krasie, widok od frontu
Widok od tyłu, nieco remontowania i bardzo, bardzo zatłoczona.
I na koniec "must see #4", obowiązkowy punkt programu:
Czerwony Fort Delhi. Do środka nie wchodziliśmy, większość fortu zajmują koszary wojskowe, także ten w Agrze jest zdecydowanie ciekawszy.
Starczy tych "must see", wiecej też ich zresztą nie obejrzeliśmy. Za to włócząc się tu i ówdzie znaleźlismy toaletę z mapą:
Instrukcja też jest. Mapa zapewne co by się w niej nie zagubić. O toaletach zresztą coś jeszcze napiszę :)
Bardzo zatłoczone uliczki Old Delhi
Żebracy na schodach. Pełno ich wszędzie …
Nocny widok na Świątynie Old Delhi
Michał (syn Bastków) fotografuje się z lokalnymi dzieciakami.
W ogóle to ciekawe, Hindusi robili nam zdjęcia częściej niż my im, często z ukrycia i czając się prześmiesznie. Czasem też próbowali nas filmować. Marysia nam powiedziała, że rocznie odwiedza Indie jedynie 5mln ludzi (w tym 20tys Polaków). To niecałe pół procenta populacji, bardzo mało prawda? Nic dziwnego, że byliśmy dla nich bardzo egzotyczni :)
Placyk na Main Bazar, dzielnica backpackerska. Zdjęcie z restauracji w której dowiedziałem się co to znaczy masala, czyli lokalna mieszanka przypraw. W każdym rejonie smakuje inaczej, każdy kucharz ma własne sposoby jej przyrządzania. Na szczęście kuchnię widziałem po konsumpcji :) O jedzeniu też jeszcze napiszę.
I na koniec dworzec kolejowy w Delhi czyli zaczynamy Podróż do Varanasi:)
Koleje indyjskie to niesamowita instytucja. Linii kolejowych jest mnóstwo, ogromna ilość ludzi nimi jeździ codziennie a słynne na cały świat zdjęcia z pasażerami jadącymi na dachu to raczej rzadkość i czasy przeszłe. Nie do końca bo jeden taki widzieliśmy w Mumbaiu ale generalnie jest bardzo dobrze. Czasem się spóźniają, czasem nawet po kilkanaście godzin (nam się zdarzyło maksymalnie dwie) ale poza tym są godne zaufania. Pociągi dalekobieżne są często ustawiane tak, że podróżuje się z miasta do miasta nocą, jedną z klas sypialnych. To najwygodniejszy sposób, jak już się człowiek nauczy spać w rozkołysanym pociągu to wtedy nie traci czasu na przejazdy z miejsca na miejsce.
Jest kilka klas pociągów, na większość z nich można zarezerwować miejsca przez Internet. Warto i trzeba bo pociągi są zatłoczone i oblegane. Jest kilka klas, klimatyzowane AC (1-3) różniące się wielkością przedziałów, Sleeper’y (nieklimatyzowane kuszetki) i tak zwana Second Class, zawsze maksymalnie zatłoczona i najtańsza. Ceny są różne, na lepsze klasy (AC) bilety na dłuższe trasy potrafią kosztować nawet kilkaset złotych (ceny porównywalne z przelotami) za to są wyposażone w zasuwane kotary przy łóżkach, czystą pościel, poduszki i takie tam. Bilet w klasie Sleeper jest dużo tańszy, np trasa 800km to ok 17-18 zł. Ale Sleeper ma jeden problem, zwłaszcza podczas zimy. Mianowicie okna się nie zamykają a hindusi nie zamykają drzwi od wagonów. Niby indyjskie zimy to nie to co nasze ale w nocy temeratura spadała do kilku stopni (6-8) więc wyobraźcie sobie co takie świeże powietrze przewiane przez wagon z otwartymi drzwiami i oknami może zrobić z pasażerami. Marźliśmy potwornie, pomimo śpiworów, polarów, czapek i rękawiczek…
O trzech rzeczach jeszcze warto wspomnieć, po pierwsze nie wiedzieć czemu ale karaluchów jest więcej w lepszych klasach (AC). W sleeperach w sumie nie widziałem ani jednego. Drugie to przypinanie bagaży łańcuchami do metalowych uchwytów, robią tak też lokalni a faktycznie bagaże kradną. No i ostatnie, nie najmniej ważne ;) hindusi w pociągach wymiotują. Niedustająco. Chyba nie są przyzwyczajeni do bujania wagonów a szyny są takie, że faktycznie nimi buja (zwłaszcza na wyższych łóżkach) więc widok wymiotującego hindusa w pociągu to raczej norma. Do wielu rzeczy musielismy się w Indiach przyzwyczaić, tak :)
Napiszę jeszcze, że przed pierwszym pociągiem wkroczyliśmy na stację z małym marginesem czasowym, patrzymy na tablicę a tam nie ma naszego … Mała panika była, nie przeczę ale na szczęście pociąg się odnalazł a my po przebiegnięciu kilkuset metrów na niego zdążyliśmy. Biegania z plecakami nie polecam ;)
Do fotek z pociągów się jeszcze nie dogrzebałem ale jak znajdę na pewno wrzucę.
Delhi jak widać było całkiem lajtowe, następne miasto, Varanasi już nie … :)