Odcinek 13, Agra, życie miasta
Dzieciaki noszące chrust zebrany nad brzegiem Jamuny
Wychodzimy z miejsc turystycznych i idziemy na miasto. Wystarczy odejść kilkaset metrów i to co widać i czuć zmienia się diametralnie. Kilka fotek z prawdziwej Agry…
Sklep monopolowy, właściwie dwa. Po lewej sklep z alkoholami zachodnimi, drogo i mało klientów. Po prawej alkohole lokalne, w większości niepijalne, poza całkiem niezłym piwem KingFisher. W Bangalore próbowalismy wina w lokalnej mordowni, straszne było.
Niezbędnik podróżnika, kafejka internetowa, kasa biletowa i kantor w jednym
Riksza – beczkowóz. Rikszą rowerową jechaliśmy raz, kierujący był chudy jak szczapa ale dawał rade, nawet pod górę.
Uliczny serwis MotoRiksz. Nie wiem czy autoryzowany ;)
Trzy najpopularniejsze pojazdy na miejskich drogach, MotoRiksze, motocykle HeroHonda i konne powozy.
Rodzinne podobieństwo
Zdjęcie do albumu rodzinnego
I portret Hinduski
Staruszek farbujący włosy na pomarańczowo. Hindusi są przewrażliwieni na punkcie wyglądu swoich włosów, nawet najbiedniejsi strzygą się często i starają się wyglądać estetycznie. Starsi, siwiejący mężczyźni farbują włosy na czarno lub właśnie często na pomarańczowo.
Idziemy dalej, żebrak mieszkający na ulicy, na betonowym pasie pomiędzy jezdniami. Krawężniki są tak wysokie i potężne, że przynajmniej nikt go nie przejedzie. Łażenie nocą po mieście nie jest proste, ze względu na śpiących wszędzie biedaków, trzeba stąpać uważnie i chodzi się slalomem.
Pies żywiący się resztkami z płonącej góry śmieci. Smród niewyobrażalny.
Toaleta publiczna. Dobrze, że jest bo inaczej toaletą bywa całe otoczenie. Zapewniam, nie była najgorszą jaką widziałem.
Dworzec autobusowy
Targ muzułmański obok meczetu, tłok, tłok …
I na nim kupowanie
Thali, nasz obiad w bardzo tubylczej knajpie. To w sosie obok paczki chusteczek higienicznych było piekielnie ostre ale dałem radę, całość pyszna. Obiad kosztował 40 rupii (niecałe 2,6zł), Coca-Cola do niego drugie tyle :)
Możliwości transportowe riksz są zgoła nieograniczone, był beczkowóz, jest ciężarówka :)
Street view
Rikszarz rozmawiający z rodziną. Prawie wszyscy mają telefon, nawet Ci śpiący na ulicy …
I na koniec warta opisania akcja z pociągiem. Idziemy po mieście, przeciskamy się przez wieczny tłum właściwie. Wszędzie dookoła gwarno i tłoczno, wszyscy rozpychają się łokaciami, riksze trąbią, hindusi krzyczą do siebie, generalnie normalny chaos i hałas indyjskiej ulicy (coś jak przelatujące gęsiego nad głową samoloty ;). I nagle ulica zamiera, cichnie zupełnie, wszyscy ale to wszyscy stanęli w miejscu, nikt nie rozmawia i patrzą się do góry. Ale o co chodzi? ;)
Więc my też patrzymy i widzimy przejeżdżający wiaduktem pociąg. I tak jak oni stanęliśmy, patrzymy na pociąg, na tłum ludzi spokojnie stojących dookoła, nie możemy się nadziwić skąd ta cisza i spokój, nie wiemy zupełnie skąd ten nagły bezruch. Pytam się kogoś stojącego obok, ten się patrzy dziwnie z miną pt. „co ja głupi, że nie wiem?” i odpowiada: „no pociąg jedzie, stoimy bo gówno z góry leci …”
I tak, z naprawdę głupimi minami postaliśmy kilka minut, spokojnie bo pociągi długie, aż tenże przejechał a tłum ruszył.
I znowu było normalnie, chaos, hałas i tłum, tłum, tłum … :)
Taak, nie wiem, czy podróżowaliście po Indiach pociągiem, ale tam podłogi w toaletach są przebite na wylot. Na drzwiach tabliczka, by nie korzystać w czasie postojów i przejazdów przez miasta, ale jak to w Indiach, bywa różnie.
Świetne są Twoje zdjecia, o wiele bardziej podobaja mi się jednak uliczne sytuacje, porterty ludzi, uchwycone charakterystyczne momenty (trzy najpopularniejsze środki transportu!) niż budowle i zabytki, nawet majestatyczny taj ;)
Ja w ogóle wolę fotografować ludzi, oni mnie interesują w podróżach najbardziej.
Jeździliśmy pociągami głównie, widziałem nawet te tabliczki, po prostu nie skojarzyłem jednego i drugiego więc akcja była zaskakująca :)