Odcinek 1, Wstępniak i Delhi
Welcome to India :)
Zaczęło się od Kajtka a konkretnie imprezy Kajtkowej. Kajtek jest całkiem jeszcze nieświadomy swojego wpływu na moją podróż do Indii, ale bez niego by się ona nie odbyła :) Mianowicie Kajtek pod koniec grudnia 2011 miał niecałe 6 tygodni i jest cudownym dzieckiem moich przyjaciół: Ewy i Maćka (pozdrawiam serdecznie :)
Gwoli wyjaśnień, pod koniec grudnia desperacko szukałem miejsca gdzie by można pojechać. Byle szybciej, byle dłużej, byle dalej … Planowałem nawet dawno wymarzoną Amerykę Południową ale jakoś temu kierunkowi okoliczności wyraźnie nie sprzyjały. I nieoczekiwanie, na imprezie Kajtkowej spotkałem dawno nie widzianą koleżankę i zapaloną podróżniczkę Bognę, szykującą się właśnie z trzema koleżankami do zaczynającej się za 20 dni wyprawy do Indii. I zapraszającą do grupy bo w takich miejscach facet bardzo się przydaje i może sporo problemów rozwiązać.
Więc Indie, czemu nie :) Decyzja zapadła błyskawicznie, następnego dnia po imprezie miałem już urlop i kupiony bilet, dzień później złożony wniosek o wizę (ważne, bo czeka się na nią 14 dni roboczych więc zdążyłem niemalże na styk). Sprawdzenie szczepień, kilka zakupów, planowanie i zakup biletów na pociągi i samoloty w Indiach, kilka rezerwacji i planów i lecimy :)
Ostatecznie polecieliśmy w czwórkę, jedna dziewczyna musiała zrezygnować przed samym wylotem a ja leciałem oddzielnie, inną trasą ale w tym samym czasie. I cała ekipa czyli Bogna, Marta, Ania i ja spotkaliśmy się 20 stycznia na lotnisku w Delhi.
Meczet Jama Masjid, Old Delhi
Dzieciaki na wycieczce szkolnej
Sklep rybny…
… oraz mięsny (w zasadzie kurczakowy bo innego mięsa brak). Wszystko na ulicy.
Marka i program kinowy całkiem znane, Old Delhi
Niedostępny Pałac Prezydencki
Niewiele wiedziałem o Indiach przed imprezą Kajtkową, ot że Orient i jedzenie, zabytki i Ganges, Sari i Bollywood no i że tropiki ale brudno bardzo. To wszystko prawda ale też wiele, wiele więcej … Na miejscu usłyszałem dwa zdania: "INDIA – I’ll Never Do It Again" oraz "This is India, everything is possible!". Co do pierwszego to nie wiem ale rozumiem ludzi tak twierdzących a pod drugim podpisuję się obiema rękami :)
Delhi.
Ogromne miasto, stolica Indii, prawie 12 milionów mieszkańców (18 w aglomeracji). Podzielone z grubsza na Old Delhi i New Delhi, bardzo różniące się od siebie. Od Old Delhi, ciasnych, brudnych i zatłoczonych uliczek aż po ładne i nowoczesne dzielnice rządowe czy ambasad. W takiej ostatniej mieszkaliśmy, na dwa dni przygarnęli nas Marysia i Bastek z dziećmi, autorzy bloga: http://www.bastazja.pl/ których serdecznie pozdrawiam. Pomogli przejść trudny początkowy okres aklimatyzacji i sporo nam powiedzieli o kraju i panujacych tu stosunkach. Choćby o zasadach ruchu ulicznego…
To był pierwszy szok. Po pierwsze jedyną na pozór zasadą jest to, że jest lewostronny. Zazwyczaj, to też nie jest regułą :) Lusterka są albo odkręconem urwane albo zawczasu złożone, na niektórych czerwonych światłach się stoi na innych się jedzie. Na trzech pasach mieści się 5 samochodów, 7 riksz motorowych (czasem zwanych z tajlandzka Tuk-Tuk’ami) i niezliczona ilość skuterów i motocykli. Jeżeli droga się korkuje to można jeździć pod prąd oczywiście nieustająco trąbiąc na wszystko dookoła. Pieszy na jezdni ma wszelkie prawa znaczy nikt się przed nim nie zatrzyma, nie przepuści, nawet nie zwolni ale obtrąbią na pewno i spróbują rozjechać :) Wszystko to sprawia, że ruch uliczny jest niewyobrażalnym CHAOSEM, pełnym niebezpieczeństw oraz nieoczekiwanych zachowań. Przez pierwsze kilka dni jadąc rykszą zamykaliśmy oczy ze strachu święcie wierząc, że to będzie nasza ostatnia jazda w życiu. Emocje i adrenalina gwarantowana, polecam :) Nawet w Afryce aż tak się nie jeździło, btw samochodu nie można wypożyczyć w innej opcji niż z kierowcą.
Wąskie i zatłoczone uliczki Old Delhi
Okazało się jednak, że to działa. Są zasady, niepisane ale przestrzegane przez wszystkich. No więc jest tak, ruch jest lewostronny ale jedzie się drogą krótszą. To znaczy zamiast objeżdżać rondo jedziesz najkrótszą drogą, niezależnie od tego czy jedziesz zgodnie z przepisami czy pod prąd. Interesują Cię tylko pojazdy przed Tobą, te z tylu martwią się o siebie więc lusterka nie są potrzebne. Wyprzedzając poza miastem kierowcy dają sobie znaki czy można jechać czy nie, machają też rękami przed skrętem (po co używać kierunkowskazów, prawda?). I trąbisz, trąbisz, trąbisz – cały czas. Ten ten chaos powoduje więc, że ruch jest wolny, w mieście rzadko gdzie da się jeździć szybciej niż 30-35km/h więc w razie czego można się natychmiast zatrzymać. Pierwsze wypadki widziałem dopiero w Mumbaiu, gdzie ruch jest bardziej cywilizowany, przez to szybszy.
Jeden ze spotkanych kierowców powiedział nam, że żeby jeździć po Indiach trzeba mieć "Good horn, good brake i good luck!". Sama prawda :)
MotoRiksza, cockpit view ;)
Riksza rowerowa, w tle plakat z robalem, znaczenie napisów nieznane ;)
Delhi to także zabytki z okresu Wielkich Mongołów. W ogóle w Indiach zabytki są głównie mogolskie albo hinduistyczne, pierwsze zwykle ogromne, wręcz monumentalne, drugie koronkowe, dla mnie dużo ciekawsze. W Delhi są mogolskie.
Grobowiec Humajuna, katakumby i okolice (UNESCO)
Meczet Jama Masjid, Old Delhi
I na koniec pierwszej notki z Indii, New York, New York … :D
Od jutra rozpoczynam odchudzanie, kto sie
odchudza ze mną? Wyszperalam w necie dobry plan na odchudzanie, wygoglujcie sobie
– xxally mój sukces w odchudzaniu