Młoda mieszkanka Kampong Phluk
Są takie miejsca na świecie, gdzie nie dotrze się żadnym, nawet najdroższym i najlepiej wyposażonym samochodem. Nie ma autostrady, żadnej drogi szybkiego ruchu, ba w ogóle żadna droga tam nie prowadzi. Samolotem czy helikopterem też nie można tam dotrzeć, nie ma gdzie wylądować. Jedyna opcja to łódka. Dzisiaj o takim miejscu, wiosce Kampong Phluk nad jeziorem Tonle Sap.
W miejscu, do którego można dotrzeć drogą lądową wynajęliśmy łódkę, całe 15USD. Nasz kapitan miał może 15 lat ale całkiem nieźle sobie radził, nawet w drodze powrotnej, już po zachodzie słońca. Płynęliśmy dosyć długo, koło godziny, nieco już znużeni byliśmy, aż nagle zaczęły dookoła nas pojawiać się pierwsze domy na wodzie. Wrażenie jest niesamowite, miejsce jest odsunięte od cywilizacji tak daleko, jak tylko się tylko da, poza wodą, domami na palach i lasem mangrowców nie ma tam nic. Po wiosce, między domami pływają łódki, te do połowów są duże i mają potężne silniki, spacerowe są łupinkami, mieszczącymi maksymalnie 2-3 osoby.
Jezioro jest bardzo ważnym miejscem dla Kambodży. Jest ogromne, w środku pory deszczowej jego rozmiar osiąga 15tys km2. Jest też jednym z najzasobniejszych w ryby zbiorników na świecie, połowy z Tonle Sap stanowią spory procent produkcji żywności w kraju. Takich wiosek, jak ta w której byłem jest sporo. Nasza Kampong Phluk jest nieco oddalona od Siem Reap, jest też największa w okolicy. Turystów poza nami prawie nie było, miła niespodzianka po świątyniach Angkoru.
Domy na wodzie
Laptopy i białe koszule
Powyższe fotki to dopiero początek wioski, później było jeszcze ciekawiej. Ale o tym w następnej notce.
Wioska Kampong Phluk, jezioro Tonle Sap, Kambodża, listopad 2012