W Sihanoukville padało. Bardzo padało.
Chwila przed uderzeniem deszczu
Zatoka Tajlandzka
Zdjęcie jak zdjęcie, ot para wychodząca z wody w ulewnym deszczu.
Ale tutaj trochę skomentuję, sam dla siebie, bo to niezły przykład jak czasami trudno coś pokazać na zdjęciu. Albo jak ja tego nie potrafię.
Scena wyglądała tak:
Siedzimy pod dachem w knajpce na plaży, pod przeciekającym dachem. Złapała nas tropikalna ulewa, jak widać na innych fotkach, solidna. Obok nas siedzi para młodych ludzi, piją piwo, palą, czekają na jedzenie, czasem się przytulają. Nieśmiało, widać, że świeża miłość. Kiedy deszcz zaczął padać, nawet tego nie zauważyli. Kiedy jednak ulewa wzmogła się tak, że krople deszczu waliły w dach z tak wielką siłą, że dźwięk przypominał start samolotu, nagle się ocknęli, zerwali na nogi, pobiegli do morza. Nie patrząc na to wszystko co zostało na stoliku, na niedopite piwo, tlącego się papierosa, drogiego smartfona, tanią i brzydką torebkę. Bawili się jak dzieci, zanurzeni do pasa, w strugach deszczu, tulili i całowali, nie zważając na fale zalewające ich prawie całych, na deszcz, na rozmazujący się makijaż i mokre ubrania. W tym momencie, na całym świecie istnieli tylko oni. Oni, deszcz i ich miłość. Trwało to może 15 minut, w końcu zaczęli wracać, radośnie trzymając się za ręce. Im bliżej byli swojego stolika tym bardziej byli zażenowani, chwila eksplozji emocji minęła, sinusoida opada. Ze spuszczonymi oczami dopili piwo, dokończyli zimne jedzenie. Nie wiem kiedy wyszli.
Chciałbym pokazać to wszystko na zdjęciu, ale nie umiem. Choć może umiem, wiem jak to zrobić. Trzeba podejść bliżej.
Ale jak mógłbym wejść z butami w tak intymną scenę?
(tytuł pochodzi z piosenki Rush, 1989)
Kambodża, Sihanoukville, listopad 2012