Szukając wjazdu do świątyni Tirta Empul pomyliłem drogi. Zamiast zjechać na dół, na parking pełen skuterów i autokarów z pielgrzymami, wjechaliśmy na górę, w małą alejkę targową. Parkowali tam pracownicy świątyni, wśród straganów z jedzeniem, parasolkami i kwiatami. Białych brak.
Wzbudziliśmy duże zainteresowanie lokalnej społeczności, zwłaszcza, kiedy postanawiając się pokrzepić, zamówiliśmy zupy bakso. Zupa bakso, jak już pisałem, ma tę cudowną właściwość, że potrafi znakomicie integrować ludzi i przełamywać międzykontynentalne bariery. Tym razem, nie przełamała tej najważniejszej – językowej, ale uśmiechów i prób komunikacji było i tak co niemiara.
Ciekawostką jest to, że często sami Indonezyjczycy pytali się nas czy przypadkiem nie mówimy po indonezyjsku. Indonezyjski, oficjalny język kraju, jest sztuczny, został stworzony w 1928 roku na bazie języka malajskiego, z dużymi wpływami niderlandzkiego i jawajskiego. Posługuje się nim ponad 160 milionów osób, ale tylko dla 23 milionów jest językiem ojczystym. Na Jawie mówi się po jawajsku, na Bali po balijsku. Dla mieszkańców indonezyjski jest trochę jak angielski dla nas, obcy, ale powszechnie używany. Niestety nasza znajomość zarówno indonezyjskiego jak i balijskiego była zerowa, nie porozmawialiśmy zatem. Za to uśmiechy były uniwersalne i międzynarodowe.
Pokrzepieni i z pełnymi żołądkami ruszyliśmy na dół, zwiedzać świątynię Tirta Empul. Przy okazji wejścia „od zakrystii”, z pomięciem kasy biletowej dla turystów.
Świątynia została zbudowana w 926 roku naszej ery, nad źródłem świętej wody. O źródle mówi się, że zostało stworzone przez boga Indra i ma właściwości lecznicze. Legenda głosi, że siły boga Indra zostały zatrute przez innego boga – Mayadanawa podczas walki. Indra przebił ziemię, tworząc fontannę nieśmiertelności i ożywił nią swoje zastępy. Od tego czasu Balijczycy przyjeżdżają do świątyni, wierząc, że kąpiel się w świętym źródle ma działanie uzdrawiające i oczyszczające duszę.
Główną atrakcją świątyni jest długi, prostokątny basen, zasilany wodą z dwunastu fontann. Wierni, po złożeniu ofiary w świątyni wchodzą do basenu i modlą się. Pochodzą, po kolei, do każdej z 12 fontann, stojąc w kolejkach do każdej z nich, chwilę medytują i wkładając głowy pod strumień wody. Często zabierają ze sobą wodę w butelkach, niektórzy ze wszystkich dwunastu fontann. Cały ceremoniał jest wykonywany zarówno w skupieniu jak i wesoły, woda jest zimna, dziewczyny chichoczą i całość robi wrażenie bardzo radosnego wydarzenia. Bardzo mi się tam podobało, było to zarówno uduchowione jak i pełne szczęścia. Spędziliśmy tam sporo czasu.
Nad każdą z fontann jest znak swastyki. Pisałem już o tym w relacji z Indii, swastyka w hinduizmie jest symbolem szczęścia i pomyślności.
Posiłek pomiędzy modlitwami.
Poza głównym basenem w świątyni są jeszcze dwa, mniejsze oraz budynki świątynne, zarówno gospodarcze jak i miejsca kultu. Do niektórych turysta nie może wejść, niemniej widać wszystko.
Rzeźba, jak wszędzie na Bali, z wyłupiastymi oczami.
Laski były bardzo rozchichotane i radosne…
… choć woda zimna.
Tego samego dnia kupiłem Kretki. To lokalna marka papierosów, o cynamonowym zapachu. Diabelnie mocna, zawartość nikotyny i substancji smolistych przekracza wszystkie normy. Z tego co pamiętam z paczki – Kretki zawierają pięć razy więcej substancji smolistych niż czerwone Marlboro. Próbowałem, nie da się palić. Jedynie wersja light o mentolowym smaku jest znośna. W Indonezji palą wszyscy i palą wszędzie, w budynkach publicznych, w autokarach, gdzie się da. Palą dorośli, głównie mężczyźni, palą dzieci. Pali 57 milionów mieszkańców, w tym 30% dzieci poniżej dziesiątego roku życia zapaliło już papierosa.
Indonezja, Bali Tampak Siring, kwiecień 2013
Mokro i kolorowo :)
Tak fantastycznych kadrowań nie widziałam wiele… no chyba tylko u najlepszych. Z wielką przyjemnością ogląda się wszystkie zdjęcia. Są emocje uchwycone we właściwej chwili, które wystarczają dla każde odwiedzającego i powracającego…. z wewnętrznego przymusu ciekawości. Dziękuję