Cuda z liści bananowca

Ubrana na pomarańczowo Malie tworzy dekoracyjne cuda z liści bananowca. Malie jest dumna ze swoich umiejętności, cieszy się także, że ma tak dobrą pracę. Bardzo lubi swoje romantyczne imię, Malie, tłumacząc na polski to Jaśmin.

Dotrzeć na targ kwiatowy Yodpiman nie jest trudno, obok jest zajezdnia autobusowa oraz stacja promów pomarańczowej linii, Memorial Bridge Pier. Kilka kroków i jesteśmy na targu, zapach kwiatów prowadzi nas jak po sznurku. Najlepiej być tam o świcie, nawet przed, ruch w interesie kwiatowym zaczyna się bardzo wcześnie. W Bangkoku, mieście gdzie średnia temperatura w roku przekracza 30 stopni Celsjusza, świeże kwiaty żyją krótko, transport i dystrybucja musi być szybka. My dotarliśmy około 11, targ, który co prawda funkcjonuje całą dobę, o tej godzinie zamiera. Czeka na wieczorne złagodzenie upału.

Pani Mew, specjalistka od wiązanek z fioletowych orchidei

Targ ma też sekcję z owocami, Saranya przyłapana na segregowaniu bananów

Zagłębie opakowanych róż

Żółta alejka spacerowa

Ładowacz z numerem 6 wraca po kolejną porcję kwiatów. Przeładunek jest ciężką pracą, kwiaty są lekkie ale wszystko odbywa się w 35 stopniowym upale i wilgotności sięgającej 90 procent.

Na obrzeżach Yodpiman swoje stoiska rozkładają detaliści. Choć kwiaty żyją krótko, cieszą się wielką popularnością.

Latające arbuzy

Bangkok, Yodpiman Market, listopad 2012

Kolacja w chińskiej dzielnicy

Gotowanie w Chinatown

Być w Bangkoku i nie zjeść kolacji w chińskiej dzielnicy to jak pojechać do Zakopanego i nie zjeść oscypka. Nie da się. Jeżeli macie jeszcze jakieś wątpliwości to uważam, że tam się gotuje, piecze, smaży i podaje najlepsze jedzenie na świecie.

Najpierw trzeba tam dotrzeć – jedziemy Tuk-tukiem przez miasto. Tuk-tuk to świetny wynalazek, wygodne trójkołówki ze sporymi silnikami zgrabnie przeciskają się przez wiecznie zakorkowane miasto.

Wysiadamy na Thanon Yao Warat, głównej ulicy chińskiego zamieszania

Mijamy sławne i znane restauracje o niewymawialnych nazwach

Kolorowe sklepy z czymś bliżej nieokreślonym

Skręcamy w którąś z kolei boczną uliczkę, wybór prawie dowolny i idziemy tak długo, aż napotkamy miejsce które nas zachwyci zapachem jedzenia. Zazwyczaj wystarczy kilka metrów …

Zamawiamy, zaczyna się gotowanie. Wszystko świeże i najwyższej jakości, warzywa krojone na naszych oczach, ryby leżące w lodzie ale na ladzie tylko kilka sztuk. Jeżeli się kończą, pomocnik kuchenny biegnie na pobliski targ po następne – jeszcze żywe.

Czekając na zamówienie rozglądamy się dookoła, obok dwie dziewczyny macające swoje telefony, w Bangkoku każdy ma smartfona. Po bruku łażą karaluchy, duże, wielkości kciuka. Warunki higieniczne wyglądają na takie, że inspekcja Sanepidu padłaby natychmiast na zawał ale stół z jedzeniem, naczynia, sztućce i deski do krojenia są bardzo czyste.

Ryba smażona w czosnku, najlepsza ryba jaką jadłem w życiu.

W ramach deseru można zjeść duriana. Durian to najbardziej śmierdzący owoc na świecie, na tyle, że nie można go wnosić do większości hoteli. Za to bardzo smaczny.

Po kolacji obowiązkowo wstępujemy na drinka, oczywiście w wiaderku, w tajskim stylu.

Więcej o jedzeniu w Bangkoku możecie przeczytać na blogu Oli i Grześka, towarzyszy ostatniej podróży. Bardzo zapraszam: http://zinnejbeczki.wordpress.com

Bangkok, Chinatown, listopad 2012

Kapiące złotem zabytki Bangkoku

Leżący Budda w świątyni Wat Pho. Dzisiaj o kapiących złotem zabytkach Bangkoku

On jest NAPRAWDĘ duży!

Wielki Pałac Królewski (Phra Borom Maha Ratcha Wang). Najładniejszy widok na pałac jest z rzeki Menam, niestety nie miałem okazji go zobaczyć. Przy następnej wizycie :)

Wnętrze kompleksu pałacowego, całość jest nieprawdopodobnie cukierkowa. Złota wieża to Wat Phra Kaew, w środku jest pomnik Szmaragdowego Buddy z lanego złota, naturalnej wielkości – 75kg

Mały fetysz, lubię ładne dachy

Rzeźby …

… i detale

Jedno z wejść do kompleksu pałacowego

Mały skok na drugą stronę rzeki, świątynia Wat Arun. Konia z rzędem temu kto potrafi wymówić pełną nazwę: Wat Arunratchawararam Ratchaworamahavihara

A wszystkiego pilnuje policja w gustownych różowych chustach :D

Ta notka oficjalnie kończy relację rozpoczętą w kwietniu 2010 roku, 2 lata i 5 miesięcy powstawała, rekord, naprawdę ;)

Tajlandia, Bangkok, marzec 2010

Bangkok, jeszcze kilka streetphoto

Dwa czerwone parasole i biały jeden

Jeszcze kilka streetphoto z Bangkoku załączam, byłem tam tylko dwa dni a materiału jest całkiem sporo :)

Odpoczynek przy gazecie

Nightlife

Happy drink bus

Różową taksówką po estakadach

Pan Szaszłyk

Wodna droga do domu …

… oraz sklep po niej płynący

Tajlandia, Bangkok, marzec 2010

Bangkok, part 2

Business Hours, Sunday Closed, Welcome

Mały skok z wyspy do Bangkoku, stolicy Tajlandii. To wielkie miasto, kosmopolityczne, 8 mlionów mieszkańców (14,5 w aglomeracji), pełno turystów, salonów masażu, jadlodajni na ulicach ale i luksusowych sklepów, skomplikowana sieć drogowa, kanały i promy, podniebna kolej, bieda, bogactwo i korki, wszędzie korki. Fajne miejsce do życia jak twierdzą blogi ekspatów.

Stoisko z pieczonymi robakami. Tak, jadłem. Smakują jak chipsy :)

Lokalna specjalność, hamburgery w ryżu zamiast bułki. 22 THB to 2,25zł. Hot Hit!

Można też gotować na ulicy

Ulice ChinaTown, tylko tam się je pałeczkami, poza tym w Tajlandii obowiązuje widelec i łyżka. Nóż niekoniecznie

Droga z wnętrza Tuk Tuk’a, trójkołówki motocyklowej

HERO Where are you?

Konserwator dzieł sztuki podczas pracy w Pałacu Królewskim

Buddyjski mnich karmiący gołębie nad brzegiem rzeki Chao Phraya

Tajlandia, Bangkok, marzec 2010

Bangkok, part 1

Sporo czasu upłynęło zanim zacząłem mieć czas na fotki z Tajlandii. Ale już są zgrane z fotobanku, częściowo przejrzane i zaczynam je wrzucać :)

Buddyjski mnich karmiący gołębie na brzegu rzeki Chao Phraya

China Town – miejsce niesamowite, pełne kolorów, zapachów (niekoniecznie miłych ;) i życia. Nie zasypia całą dobę. I jedyne miejsce gdzie je się pałeczkami; zresztą mocno mnie to zaskoczyło, myślałem, że w Azji to tylko pałeczki ale nie, w Tajlandii je się widelcem i łyżką (taką spłaszczoną). Ale nie mogłem sobie pałeczek odmówić więc widok europejczyka posługującego się biegle pałeczkami wywoływał spore zdziwienie wśród lokalnych.

Młoda Tajka i jej mały piesek. Gorąco było, bardzo gorąco :)

W Azji żyje się na ulicy. Tam się załatwia sprawy, tam się je posiłki. Zazwyczaj najtańsze i najlepsze. Szaszłyk z kury 35 baht (ok 2,7 zł), zupa z czegoś nieokreślonego 30. Bdb :)

I na koniec wstępniaka trochę nowoczesności. BKK czyli zwany przez turystów Sky Train, nadpowietrzna kolejka zbudowana na słupach. Niestety nie ma jej dużo, 2 niezbyt długie linie ale jest bardzo szybka, w odróżnieniu od makabrycznie zakorkowanych ulic na dole. Bangkok to duże miasto, ok 10 milionów ludzi i komunikacja bywa koszmarem. Ale o tym później :)
cdn.