Pierwszy raz w życiu robię takie podsumowanie. Na początek zdjęcie z jednego z najciekawszych miejsc w których byłem, jeziora Tonle Sap w Kambodży. Wygrało konkurs Voyage.pl, zdobyło wyróżnienie w międzynarodowym konkursie International Photography Awards. Pierwszy raz w życiu wygrałem jakiś konkurs :) Uważam je za najlepsze zdjęcie jakie do tej pory zrobiłem.
80 kilo siarki na zgarbionych plecach
Czekając na maila z Sumberanyar
Zepsuł się samochód. Urwało się coś w chłodnicy, silnik się zagrzał, para buchnęła a my stanęliśmy. Gdzieś, prawie nie wiadomo gdzie. Prawie, bo nawigacja Nokii pokazała nazwę: Sumberanyar.
Drużyna
Bromo, wulkan gorący
Czas skończyć tryptyk o wulkanie Bromo, obejrzeliśmy świt, podjechaliśmy na koniach, pozostało wspiąć się na krater. Z poziomu kaldery to tylko 133 metrów w górę, droga jest łatwa, na szczyt prowadzą solidne, betonowe schody.
Tenggerowie i ich konie
Tenggerowie i ich konie
Podjazd pod wulkan Bromo wygląda jak spacerniak na powierzchni Księżyca. Szary pył wulkaniczny wszędzie dookoła, koła jeepów wzbijają chmury kurzu. Teren jest płaski, tworzy powierzchnię ergu, „morze z piasku”, jak mawiają miejscowi. Nic tu nie rośnie, na świeżym pyle wulkanicznym wegetacja roślin jest niemożliwa. Wulkan ostatnio wybuchł w 2011 roku. Pył skrzypi pod butami, wciska się w oczy i usta.
Świt z widokiem na wulkan
Wulkan Bromo, widok z góry Penanjakan
Do Probolinggo dojechaliśmy późnym popołudniem. To miejsce, w którym kończyły się nasze, przygotowane jeszcze w Polsce, zapiski, gdzie i jak jechać. Zarówno przewodnik, jak i czytane jeszcze w domu blogi, zawierały w większości rady: kup wycieczkę albo wynajmij samochód. Wyszliśmy z pociągu, zupełnie nie wiedząc, co dalej.
Gunung Bromo
Pociąg do Probolinggo
Chłopczyk w czerwonej czapce jest ciekawy, ale nieśmiały. Choć nie może oderwać od nas wzroku, chowa się za siedzeniem, widać tylko jego oczy i kawałek czapki. Dopiero przytulony do dziadka czuje się pewniej.