No to jedziemy. Najpierw były Niemcy i długa, długa droga, aż nagle pojawiły się Alpy.

nieco zamglone…

ale okolica była urokliwa

pogoda się szybko wyklarowała, co zaowocowało megałupieżem ze schodzącej skóry i dzikim szaleństwem na nartach

w szwajcarskiej strefie bezcłowej w Samnaun benzyna jest tańsza niż w Polsce, ciekawe czemu oświetlenie jest elektryczne …?

wracamy do Austrii, zapora w dolinie, w tle lodowiec Kaunertal na którym mało moje kolana nie powiedziały: „do widzenia Panu, my idziemy wlasnymi drogami, każde inną” ;)

kilkaset metrów wyżej

jedziemy na wycieczkę do Bregenz (Austria),

i do Zurichu który przywitał na kinem erotycznym (3 filmy w cenie jednego),

krową mieszkającą na balkonie,

mnóstwem kanałów i innych takich

oraz wszechobecnymi flagami narodowymi.

Jadąc dalej… (samochód prowadził Ad, obok niewidoczna Natka, bardzo polecam zdjęcia obojga)

i uważając na innych użytkowników dróg…

mało nie przegapiliśmy Liechtensteinu (ciemno było, tak?)

za to Salzburg nam się nie ukrył i pokazał w całej krasie wąskich uliczek,

ulicznych muzykantów

oraz pięknego zamku górującego nad miastem.

Na zakończenie zachód słońca gdzieś w Czechach i wróciłem do domu …
