Letni spacer po Warszawie

Syrenka warszawska robiąca tajemnicze „plum”

Pełen spacerowiczów Plac Zamkowy

Krakowskie Przedmieście

Krakowskie Przedmieście w drugą stronę

A pośrodku dorożka

i spacery jak z „Lalki” Prusa.

Była też muzyka kameralna

oraz jazz

Urodzaj panien młodych …

oraz napotkane ZŁO

A na koniec perełka, odjechane instalacje w fabryce Koneser na Pradze z okazji Nocy Pragi.
Warszawa, Starówka i Praga Północ

Krótka wizyta w Wilnie

Wilno odwiedziłem przypadkiem, krótka podróż służbowa która dzięki godzinom lotów oraz odwołaniu jednego z samolotów zamieniła się w prawie trzydniową wizytę. To piękne miasto, pełne wspólnej polsko-litewskiej historii.

Korzystając z okazji koczowania na lotnisku fotorelacja prawie „na żywo” ;)

Vincas Kudirka kamiennym wzrokiem spogląda na dokarmianie gołębi

Panorama Wilna z Góry Zamkowej, widok na Stare Miasto

Panorama Wilna z Góry Zamkowej, widok na centrum handlowo-finansowe

Plac Katedralny okupowany przez deskorolkarzy

Stare Miasto, piękne, czyste, pełne kościołów i polskich akcentów

oraz budynków

Gotycki Kościół Św. Anny

Studentka Akademii Sztuk Pięknych przy pracy, Ratusz

Jeden z wielu kościołów, tym razem Św. Kazimierza

Wszechobecne polskie akcenty

Obraz Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia, Ostra Brama

Prospekt Giedymina, turystyczny deptak w centrum miasta

Prospekt Giedymina, park. Całe Wilno jest pełne zieleni, parków i lasów.

Balonowy nalot na miasto

Cerkiew ś.ś. Konstantego i Michała Romanowów

Okolice Trok, knajpa w której konsumuje się własnoręcznie złowione pstrągi (imported from Poland)

Niezwykle malowniczy bo połozony na wyspie Zamek w Trokach

City at Night :)

Wilno i okolice, Litwa

Wielka Woda w Warszawie

Fala kulminacyjna w Warszawie, okolice mostu Świętokrzyskiego

Zalane ławki i ścieżka rowerowa

latarnie

i samochody

Teren pomiędzy rzeką a wałami przeciwpowodziowymi znalazł się cały pod wodą. Nastomiast wały w Warszawie szczęśliwie wytrzymują.

Bangkok, part 1

Sporo czasu upłynęło zanim zacząłem mieć czas na fotki z Tajlandii. Ale już są zgrane z fotobanku, częściowo przejrzane i zaczynam je wrzucać :)

Buddyjski mnich karmiący gołębie na brzegu rzeki Chao Phraya

China Town – miejsce niesamowite, pełne kolorów, zapachów (niekoniecznie miłych ;) i życia. Nie zasypia całą dobę. I jedyne miejsce gdzie je się pałeczkami; zresztą mocno mnie to zaskoczyło, myślałem, że w Azji to tylko pałeczki ale nie, w Tajlandii je się widelcem i łyżką (taką spłaszczoną). Ale nie mogłem sobie pałeczek odmówić więc widok europejczyka posługującego się biegle pałeczkami wywoływał spore zdziwienie wśród lokalnych.

Młoda Tajka i jej mały piesek. Gorąco było, bardzo gorąco :)

W Azji żyje się na ulicy. Tam się załatwia sprawy, tam się je posiłki. Zazwyczaj najtańsze i najlepsze. Szaszłyk z kury 35 baht (ok 2,7 zł), zupa z czegoś nieokreślonego 30. Bdb :)

I na koniec wstępniaka trochę nowoczesności. BKK czyli zwany przez turystów Sky Train, nadpowietrzna kolejka zbudowana na słupach. Niestety nie ma jej dużo, 2 niezbyt długie linie ale jest bardzo szybka, w odróżnieniu od makabrycznie zakorkowanych ulic na dole. Bangkok to duże miasto, ok 10 milionów ludzi i komunikacja bywa koszmarem. Ale o tym później :)
cdn.

Pożegnanie z Hawaną

Kuba, dzień 15

Nadszedł koniec mojej relacji z Kuby, to już ostatnia notka. Ten sposób blogowania był dla mnie eksperymentem, nigdy nie pisałem na blogu, zawsze to były same zdjęcia, co najwyżej z krótkim komentarzem czy pasującym tytułem. Sporo się nauczyłem, pisanie jest bardzo inspirujące, zajmuje też cholernie dużo czasu. Ale warto było, Kuba była warta opisania.

O co chodzi ze starymi butami na latarniach nie mam pojęcia, ale gdzieś już coś takiego widziałem

Kubańczycy dbają o swoje samochody

Biała elegancja

Słynna apteka w Hawanie, szkielet ponoć oryginalny

Ostatniego dnia już dużo nie robiliśmy, jakieś krótkie włóczenie się po mieście, zakupy, prezenty dla znajomych. Szukającym takich atrakcji polecam żółty supermarket z boksami w okolicy portu. Jest tam chyba wszystko co widziałem po drodze, zawsze można się też targować (choć pytanie czy warto). Chwilę nam zajęło znalezienie kawy, pokochałem kubańską i chciałem przywieźć jak najwięcej do domu. Szukając jej, trafiliśmy w końcu do tego samego sklepu w którym pierwszego dnia oszukał nas Pampers Boy, na miejscu okazało się, że takich kombinatorów kręci się w okolicy całe zatrzęsienie. Nawet wdałem się z jednym w całkiem interesującą dyskusję, coś w stylu: „No way dude, I’ll tell you a story from my first day in Havana …” ;) Natomiast kawę można kupić na lotnisku płacąc kartą, jest taniej niż w sklepach w centrum.

Lunch w kompletnie turystycznej knajpie „Cafe Europa”, w której przygrywał zespół grający na flecie, clave (takich małych kijkach) i marakasie (grzechotki), dobra kawa i byliśmy gotowi do drogi do domu. Żal było wyjeżdżać…

Cafe Europa Band

Plac San Francisco

Prawie wszystkie drogi prowadzą na Kubę :)

Bardzo dziękuję wszystkim wytrwałym czytelniczkom i czytelnikom.

Następna większa relacja już od kwietnia, tym razem z dalekiego Wschodu

Powrót do Hawany

Kuba, dzień 14

Port, Hawana

Rano opuściliśmy niesamowity hostal Angela i wyjechalismy z Santa Clara próbując odnaleźć słynny monument Che. Monument jak to monument, wręcz monumentalny, choć znaleźć go wcale łatwo nie było. Zadziwiająco skutecznie się schował, oczywiście jak na coś wielkości 5 piętrowego budynku.

Monument Che w Santa Clara

Reszta drogi do Hawany była bardzo przyjemna, autostrada porządna, upał, słońce. W którymś momencie minął nas jedyny nowoczensny motocykl jaki widzieliśmy na wyspie. Duże, solidne BMW, silnik tak na oko litrowy. Długo go nie widziałem bo śmignął jak na porządny ścigacz przystało.

Autostrada

Wjazd do Hawany od wschodu jest ciekawy, najpierw znika jeden pas, później drugi a za chwilę autostrada zmienia się w uliczkę wyglądającą na osiedlową, z progami zwalniającymi.

Całą resztę dnia spędziliśmy spacerując po Hawanie i odkrywając jej drugie, ładniejsze oblicze. Pisałem na początku relacji jak bardzo zaniedbanie miasta nas zaszokowało, tego dnia kręcąc się po odnowionej części turystycznej okazało się jak pięknie tam może być. Kuba to zdecydowanie nie tylko Hawana ale jak widać warto do niej wracać.

Spacerem po Hawanie

Ser, z tych nielegalnych

Kuba, dzień 13

Wyplątawszy się rano z Holguin wracaliśmy dalej. 500 kolejnych kilometrów, ale komfortowo, prawie połowa drogi autostradą. Zanim do niej dojechaliśmy udało nam się kupić nielegalny ser. Znaczy, nielegalnie kupić legalnie produkowany ale nielegalnie sprzedawany ser. Chodzi o to, że rolnicy, ser jak najbardziej produkować mogą ale sprzedawać bez zarejestrowania i odprowadzania ogromnych podatków już nie. Więc sprzedają cichaczem, nielegalnie, głównie turystom bo tak bezpieczniej. Fajnie się negocjowało, językiem migowym, nie było to proste, bo my chcieliśmy tylko mały kawałek a sprzedający nie chciał zrozumieć, że nie potrzebujemy bloku wielkości średniej beczki. Czy dwóch. Ser był pyszny, podobny w smaku do naszego oscypka.

Zakup nielegalnego sera i gospodarstwo rolnika

Takich absurdów już kilka opisałem, najbardziej rzucający się w oczy był brak długopisów na całej wyspie. Nikt nie wie czemu, nawet otwarcie rozmawiający z nami lokalni nie potrafili tego wyjaśnić. Oficjalnie „no problemo” a pisać nie ma czym. Nawet na poczcie. Kobiece środki higieniczne też można dostać tylko w Hawanie, w jednym miejscu, zresztą importowane z Polski. Mitem natomiast okazał się brak papieru toaletowego, papier jest, czasem wydawany na listki razem z mydłem przez przemiłą Panią w restauracji ale jest. W naszych Casa nie było z nim problemu.

Pokrzepieni nielegalnym serem, świeżo umytym samochodem (zatrzymaliśmy się na kawę, podszedł Pan i cichutko w ciągu kilku minut umył potwornie zabrudzony samochód – nie wiem jak on to zrobił w takim czasie) pod wieczór dojechaliśmy do Santa Clara. Miejsce słynie z monumentu Che (Ernesto Che Guevara), ale tenże monument, choć monstrualny objawi się dopiero w następnej notce. Po krótkim poszukiwaniu Casa (byliśmy już w tym perfekcyjnie skuteczni i mylące nazwy ulic czy powtórzona numeracja nie mogły nas zmylić) trafiliśmy. Miejsce jest niesamowite, opisane w Lonely Planet, pięknie urządzone, z niesamowitym zielonym ogrodem w patio i dwoma pokojami w stylu kolonialnym. Właściciel mówi płynnie po angielsku i francusku, naprawdę niesamowite miejsce. Jak się wieczorem okazało ma też najlepszą, zdecydowanie najlepszą kuchnia na wyspie. Jedliśmy dwie specjalności: krewetki w sosie pomidorowym i smażoną rybę, oba dania były perfekcyjne. To była najlepiej przyrządzona ryba w moim życiu! Warto tam pojechać chociażby dla samej kuchni, wielu turystów tak robi. Hostel ma dwa pokoje a stołuje codziennie kilkadziesiąt osób.

Podaję pełny adres bo obiecałem Angelowi reklamę:

HOSTAL FLORIDA CENTER Angel Rodriguez Martinez
Calle Maestra Nicolasa #56 (Candelaria)
e/Colón y Maceo
Santa Clara (042) 20 81 61

GPS: 22,4049N 79,9636W
(przy okazji mam współrzędne i adresy wszystkich Casa w których mieszkaliśmy i wielu ciekawych miejsc, jakby co służę informacjami)

Hostal Angela

Wieczorem obowiązkowo spacer po mieście, zakończony słuchaniem muzyki kubańskiej przed Casa de la Trova.

Spacer po Santa Clara

Punkty rzemieślnicze i biura

Casa de la Trova