Odcinek 7, Khajuraho i Dzień Republiki
Kolorowy pokaz tańców regionalnych
Miasto jest znane z płaskorzeźb Kamasutry ale pierwsza notka będzie o czymś innym, mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
To był ciężki dzień dla mnie. Po kolejnej nocy w zimnym pociągu dotarliśmy do Khajuraho wczesnym rankiem. Byłem niewyspany, chory, z temperaturą i katarem a na dokładkę bolał mnie żołądek. Nie zatrułem się niczym, nic takiego, po prostu raptowna zmiana jedzenia, produktów używanych do jego przygotowania czy ostrych przypraw spowodowała to, że organizm zaprotestował i potrzebował trochę czasu na dojście do siebie. W ogóle, pomimo powszechnego mitu, że w Indiach wszyscy się trują my cały wyjazd byliśmy (poza zatruciem Marty sałatką warzywną) w miarę OK. Ale ten dzień przespałem prawie cały, kuląc się w polarze pod śpiworem…
W ogóle proszę Państwa te wszystkie „zemsty Faraona” i inne „obowiązkowe” zatrucia w tropikach to mit jakich mało. Można się zatruć oczywiście ale na pewno nie z powodu innych bakterii występujących w ciepłych rejonach świata. Bakterie są te same, przeważnie, mogą się jedynie różnić czasem wylęgania i intensywnością występowania.
Jest kilka zasad, co robić, żeby się nie zatruć w tropikach. Absolutnie obowiązkowych. Po pierwsze uważać na wodę, a pić jej trzeba bardzo dużo. Wodę pijemy tylko butelkowaną, taką co sami otworzymy i sprawdzimy zakrętkę czy nikt przypadkiem nie próbował nas oszukać wlewając kranówę i zakręcając butelkę. Także woda w butelce zostawiona na noc, nawet zakręcona, w ciepłym klimacie następnego dnia nadaje się już tylko do wyrzucenia. Nie mówiąc już o otwartych i stojących w temperaturze pokojowej (np. 35oC :D) sokach owocowych. Biegunka natychmiastowa :)
Uważać też należy w barach, na dolewaną do soków wodę lub robiony z kranówki lód.
Druga zasada to przez kilka dni po przyjeździe jemy mało. Nie przejadamy się za bardzo, pozwalamy na to, żeby organizm łagodnie przyzwyczaił się do kompletnie innych składników czy sposobu przygotowania potraw. Istotne jest też to, że w Europie używamy ogromną ilość chemii, organizm się do tego przyzwyczaja. Tam tego zazwyczaj nie ma a to bardzo zmienia skład produktów. Ja zawsze odchorowuję powrót do domu, nigdy wyjazd w tropiki :)
Trzecia, to co smażone w głębokim tłuszczu jest prawie zawsze bezpieczne, zagrożeniem są warzywa (takie które sami nie kupiliśmy i nie obraliśmy), tak samo owoce lub soki owocowe. Bezpieczniejsze są potrawy bezmięsne, zwłaszcza kupowane na ulicy.
I ostatnia, jeść tam gdzie jedzą tubylcy, w knajpach czy budach, czy nawet na ulicy ale tylko w miejscach gdzie kłębią się lokalni i nie ma wolnych stolików. To prawie gwarancja, że jedzenie będzie dobre i świeże (bo szybko schodzi) oraz bezpieczne dla nas (bo jak by się mieszkańcy zatruwali to nikt by do knajpy nie chodził). Dla nas to też szansa na prawdziwe tradycyjne smaki, nie takie turystyczne i wygładzone. I dodatkowo w takich miejscach zawsze jest taniej, czasami 10 razy :)
Więc, nie dziwią mnie opowieści o zatruwaniu się np w hotelach All-Inclusive w tropikach, jedzenie tam to zaprzeczenie wszystkich powyższych zasad :)
No dobra, wracając do Indii, Dzień Republiki to drugie najważniejsze święto państwowe w Indiach (po Dniu Niepodległości). Został ustanowiony dla upamiętnienia przyjęcia przez ten kraj Konstytucji w styczniu 1950r i tym samym przekształcenia Indii w republikę. Tego dnia odbywają się w całym kraju malownicze parady i uroczystości. W Khajuraho to były parady szkół.
Parady prowadzone przez ciągniki
Hałaśliwa oprawa muzyczna
Na platformach dzieciaki poubierane w stroje tradycyjne
Klasa żeńska
Niektóre prezentowane atrybuty były interesujące, np samolot / rakieta ?
Albo jeep z terrorystami (?) :)
Wszystko to oczywiście trzeba sfotografować
A po przejściu parady zadzwonić do rodziny i opowiedzieć o swoich wrażeniach
Wieczorem lokalny przyjaciel który się przypałętał do dziewczyn kiedy ja dochodziłem do siebie w ciągu dnia zaprowadził nas na pokaz tańców tradycyjnych. Nawet ciekawe były choć na widowni tak na 300 osób było może 8 (w tym nasza czwórka) – 300 rupii. Przewodnik bardzo mi podpadł, już nawet nie pamiętam czym więc go spławiłem i resztę pobytu spędziliśmy zwiedzając sami. W ogóle to już był nasz ostatni przyjaciel -przewodnik, później skutecznie radziliśmy sobie z odmawianiem następnym kandydatom.
Pokaz tańca
Na koniec dnia jeszcze spotkaliśmy bardzo sympatycznego staruszka z Polski, na emeryturze, co roku spędzającego zimy w Indiach. Dużo nam opowiedział co zwiedzać a co nie, pomógł nam określić co ile powinno kosztować (bardzo istotna wiedza przy targowaniu się) oraz sporo opowiedział kulturze i zwyczajach. Sam mieszkał tam w wynajętym przy rodzinie pokoju (50 rupii za noc) i był bardzo szczęśliwy, że może sobie porozmawiać po polsku choć trochę. Pozdrawiam serdecznie!
A w następnej notce obiecane rzeźby z Kamasutry i absolutnie niesamowite świątynie na których one się znajdują. Cudo!