Wracaliśmy już na północ, po drodze planując przenocować na imprezowej wyspie Ko Phi Phi o której pisałem już tutaj. Dużo fotek z tego dnia nie mam, więc chyba się muszę wytłumaczyć :) Mianowicie…
najpierw było tak …
… a później tak. A później nikt nie miał głowy bo trzeba było ratować łódkę i prawie o życie walczyć. No może trochę przesadzam ale dogoniła nas niesamowita burza tropikalna. Najpierw otoczyły nas niesamowite kolory, później gwałtowne uderzenie wiatru, fal i piany. Prędkość wiatru osiągnęła może maksymalnie 50-55 węzłów (9 w skali Beauforta) ale jak na powszechną flautę w okolicy to było coś obłędnego. Cały czas byłem przy sterze :)
Burza, jak na tropikalną przystało trwała może 15 minut za to bardzo nas przyśpieszyła. Stanęliśmy na kotwicy w porcie…
kulturalnie obejrzeliśmy lokalny program artystyczny…
… i po rozpatrzeniu innych opcji rozrywkowych …
… zdecydowaliśmy się na jedną czyli drinki w wiaderkach :)
Wspaniały lokalny wynalazek. Mianowicie kupuje się komplet czyli wiaderko, sporą małpkę alkoholu, i innych płynnych dodatków. Sprzedawca miesza całość, wkłada grubą słomkę i z drinkiem o objetości powiedzmy 1 litra można się udać na imprezę. Jednemu wiaderku jeszcze jakoś daje się rade, po dwóch polegali najtwardsi ;)
A na koniec Beach Party :D
Thailand, Ko Phi Phi
cdn