Good Karma Beach

Krab galopujący po plaży.

Om India Om, tak się nazywał nasz nocleg na Varkalskiej plaży. Prowadzi go Niemka, Daniela Sensenbrenner, która razem z psem Tonim porzuciła amok pośpiesznego życia w Europie i postanowiła zrobić coś dla siebie. Znalazła kawałek plaży, postawiła hostel i uprawia jogę na plaży. Rzucić wszystko i uciec w Bieszczady, tak.

Varkala to miejsce zwykłe i zarazem niezwykłe. Trochę białego piasku, szum fal, malowniczy klif, kilka palm. Stała temperatura 30 stopni Celsjusza cały rok. Czasem trochę pada, ale to ciepły deszcz tropikalny, moczy, nie chłodzi. Nic takiego w sumie a zarazem tak wiele.

Varkala to miejsce gdzie czas płynie wolniej. Sekundy, minuty i godziny odmierzane są szelestem przesypywanego piasku, ziarenko po ziarenku, dużo go tutaj. To miejsce gdzie można przestać myśleć o zgiełku i kłopotach, wypocząć, wyspać się, wyzdrowieć. Wstajesz kiedy masz na to ochotę, zasypiasz w pół słowa, nikt Ci tego nie broni i nikt nie wypomni. Nikomu się nie śpieszy, nikt nie patrzy na zegarek. Kelner w restauracji podchodzi do twojego stolika przez 10 minut żeby zebrać zamówienia, sprzedawca pamiątek potrafi godzinami opowiadać o swoim, przecież skromnym, towarze. Rybacy rano wypływają na połów i wracają przed zachodem słońca. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Czasem nie wypłyną. Co z tego? Jutro też jest dzień.

Nudzę się w takich miejscach, kilka już ich widziałem, wiem. Plażowanie nie jest dla mnie atrakcją, wolę kiedy coś się dzieje. Tym razem było inaczej. Po szybkim tempie pierwszych tygodni podróży potrzebowałem odpoczynku, czasu dla siebie. Łaknąłem leniwych spacerów po mokrym, ciepłym piasku, picia zimnego piwa, patrzenia na ocean. Czekania godzinę na rybę owiniętą w liście bananowca. Nie przeszkadzało mi, że tyle czekam, ryba była tego warta. Nadrobiłem zaległości w lekturze, siedziałem na tarasie, wysłałem kilka kartek do Polski, wyspałem się. Podleczyłem przeziębienie które męczyło mnie od tygodnia. To był dobry moment.

Spędziłem tam trzy dni, tyle wystarczyło, pociągnęło mnie dalej. Reszta ekipy została, dobrze ich rozumiem, Varkala potrafi zauroczyć. Ja wybrałem przygodę, odłączyłem się od reszty. I to też jest fajna historia.

Piasek, plaża, palmy, ocean. Takie tam.

Coś latało….

… i coś pełzało.

Ryby wysychały na słońcu. To fajny patent na przekąskę.

Sztuka rybacka.

Trochę jedzenia, ryba pieczona w liściu bananowca.

Lokalna, keralska specjalność – Green Papaya Thoran. 140 rupii, pyszne.

Na koniec totem. Varkala jest troche hippisowska, sporo takich malunków widziałem na miejscu.

Varkala, Indie, listopad 2013

Jedna odpowiedź do “Good Karma Beach”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *