No Pants Subway Ride Warsaw 2013

W tym roku akcja była nad wyraz skromna, zwłaszcza w porównaniu do roku poprzedniego

Mała grupka zebrała się nieśmiało, udzieliła krótkiego wywiadu …

… oraz pogoniona przez policję szybko zniknęła w wagonie metra. Kierunek Młociny…

Warszawa, Metro Wilanowska, 13 stycznia 2013

Show Don’t Tell

W Sihanoukville padało. Bardzo padało.

Chwila przed uderzeniem deszczu

Zatoka Tajlandzka

Zdjęcie jak zdjęcie, ot para wychodząca z wody w ulewnym deszczu.

Ale tutaj trochę skomentuję, sam dla siebie, bo to niezły przykład jak czasami trudno coś pokazać na zdjęciu. Albo jak ja tego nie potrafię.

Scena wyglądała tak:

Siedzimy pod dachem w knajpce na plaży, pod przeciekającym dachem. Złapała nas tropikalna ulewa, jak widać na innych fotkach, solidna. Obok nas siedzi para młodych ludzi, piją piwo, palą, czekają na jedzenie, czasem się przytulają. Nieśmiało, widać, że świeża miłość. Kiedy deszcz zaczął padać, nawet tego nie zauważyli. Kiedy jednak ulewa wzmogła się tak, że krople deszczu waliły w dach z tak wielką siłą, że dźwięk przypominał start samolotu, nagle się ocknęli, zerwali na nogi, pobiegli do morza. Nie patrząc na to wszystko co zostało na stoliku, na niedopite piwo, tlącego się papierosa, drogiego smartfona, tanią i brzydką torebkę. Bawili się jak dzieci, zanurzeni do pasa, w strugach deszczu, tulili i całowali, nie zważając na fale zalewające ich prawie całych, na deszcz, na rozmazujący się makijaż i mokre ubrania. W tym momencie, na całym świecie istnieli tylko oni. Oni, deszcz i ich miłość. Trwało to może 15 minut, w końcu zaczęli wracać, radośnie trzymając się za ręce. Im bliżej byli swojego stolika tym bardziej byli zażenowani, chwila eksplozji emocji minęła, sinusoida opada. Ze spuszczonymi oczami dopili piwo, dokończyli zimne jedzenie. Nie wiem kiedy wyszli.

Chciałbym pokazać to wszystko na zdjęciu, ale nie umiem. Choć może umiem, wiem jak to zrobić. Trzeba podejść bliżej.

Ale jak mógłbym wejść z butami w tak intymną scenę?

(tytuł pochodzi z piosenki Rush, 1989)

Kambodża, Sihanoukville, listopad 2012

Born to Run

Siedzimy, pijemy, nic się nie dzieje …

Wyspa nas trochę zmęczyła. Otaczający nas spokój, piękno przyrody, czas mijający tak wolno, spowodował, że mój mózg zapadł w coś rodzaju letargu. Koh Rong jest leniwym miejscem, lenistwo i wynikający z niego bezwład umysłowy opanowuje tam nawet najbardziej żywe umysły. Ja tak nie umiem, po kilku dniach nierobienia niczego, poza spacerami po plaży, opalaniem oraz pochłanianiem kalmarów i krewetek w hurtowych ilościach, zaczęło mnie nosić. Musiałem zmienić otoczenie. Tęskniłem do gwaru, ruchu, hałasu, po prostu do cywilizacji.

Następna notka będzie z Sihanoukville, dzisiaj, na pożegnanie z Koh Rong jeszcze kilka fotek tego pięknego miejsca.

Trzy kolory

Pusta plaża Koh Rong

Pomosty. Konstrukcja na końcu to prosty dźwig do wyciągania połowu

Rybackie klimaty

Lobby i restauracja Paradise Bungalows. Leżanki z pianki są rewelacyjne

Eee? Pustostan?

Na zakończenie, Koh Rong w pełnej tropikalnej krasie. Uciekłem z wyspy wtedy, natomiast teraz, drżąc z zimna na przystanku 527 marzę o tym, żeby tam wrócić. Ot, zawsze dobrze tam gdzie nas nie ma …

(tytuł pochodzi z piosenki Bruce’a Springsteena, 1975)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012

Warszawa widziana przez otworek zrobiony igłą w sreberku od jogurtu

Niewidzialny

Kompletna zmiana klimatu, techniki i obrazu. Eksperymentalnie. Małe liźnięcie świata lomografii, świata gdzie przed naciśnięciem spustu migawki nigdy nie wiesz, co znajdziesz na zdjęciu…

Przemykając pod ścianą

Dawajcie! Nawijajcie! Kontrowersyjna i wycofana już reklama Heyah, po żywym sprzeciwie internautów

Czy wiesz czego chcesz?

Trójka z satelitą

Dumnie maszerowała w kolorach Argentyny

Powyższy efekt nie jest skutkiem wysublimowanych filtrów w Lightroomie czy Photoshopie. Właściwie, zdjęcia nie zostały poddane żadnej obróbce. Zostały zrobione plastikowym, manualnym obiektywem Holga, podczepionym do mojego aparatu. Polecam!

Dwie z dziesięciu zasad ruchu lomograficznego:
– Przed naciśnięciem spustu nigdy nie wiesz, co znajdzie się na zdjęciu
– Po naciśnięciu spustu też nie będziesz tego wiedział

Warszawa, Metro, PKP Śródmieście, 8 styczeń 2012

Welcome to the Jungle

Nie wiem czy jadowity ale zrobił na nas wrażenie. Nephila pilipes, ten gatunek pająka tworzy tak mocne sieci, że potrafią się w nie złapać małe ptaki.

Na koniec pobytu w Kambodży zaplanowaliśmy kilkudniowy pobyt w dżungli. Plan był interesujący, 2-3 dni, pływanie łódką przez chaszcze, trekking w błocie. Dodatkowo, noclegi w wiszących hamakach, pod plandeką z kawałka brezentu, z komarami, wężami i pająkami jako jedynymi towarzyszami nocy. Pośrodku niczego. Przygoda!
Niestety, nie udało nam się zrealizować tych planów, nadchodziła ostatnia w sezonie burza tropikalna, nawet wyjazd na Koh Rong przez chwilę stał pod znakiem zapytania. Wyjazd na wyspę się udał, ale dżunglę Gór Kardamonowych musieliśmy odpuścić – trudne i wymagające ścieżki w ulewie zmieniają się w nieprzebrane rzeki błota. Wiele miejsc jest niedostępnych.

To co straciliśmy, można zobaczyć na stronie ecoadventurecambodia.com, polecam galerię.

Małą namiastkę przygody w dżungli mieliśmy jednak na wyspie …

Kolczatka, akurat na wysokości oczu

Ścieżki przez gąszcz. Poza ścieżkami przedzieranie się jest naprawdę trudne, trzeba też bardzo zwracać uwagę gdzie się stawia stopy albo czego dotyka

Jeziorko, zwane groszkowym

Na końcu drogi, kolejna, kompletnie pusta plaża …

… oraz pasący się na niej bawół indyjski. Bawół, po tym jak zaspokoił pragnienie, wszedł do rzeki, tak, że wystawał mu tylko kawałek pyska i wyglądał na bardzo zadowolonego. Upał zmoże każdego …

(tytuł pochodzi z piosenki Guns N’ Roses, 1987)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012

Wind Cries Mary

Błyskawicznie zmieniając strefę czasową i klimat wracam do Kambodży. Kiedy piszę te słowa, za oknem jest mróz, szaro i ciemno. Kawałek słońca przyda się nam wszystkim.

Na zdjęciach jedna doba na Koh Rong, tym razem w wersji plażowego nic-nie-robienia

5:57, chwila przed wschodem słońca

Kąpiel w morzu, przed śniadaniem i po śniadaniu. Na zdjęciu Ola z Grześkiem oraz piękne okoliczności przyrody

Zmęczeni upałem ucinamy sobie szybką drzemkę w domku na plaży

Czas na spacer, plaża zapełniona, nie ma gdzie ręcznika rozłożyć …

Butelki z listem na plaży nie znalazłem, za to były rybackie śmieci i diablo szybkie kraby

Domek na plaży

Wracamy do naszych bungalowów, światło jest tylko w godzinach 18-23, prąd na wyspie jest albo z baterii słonecznych albo z generatorów. W restauracji prowadzonej przez Niemca Rudyego Schmittleina można usłyszeć muzykę Mozarta i Beethovena, co, w połączeniu z tym co widzą oczy, powoduje, że wpadamy w stan niemalże letargu.

Kalmar w sosie pieprzowym. Pieprz pochodzi z Kampotu, położonego niedaleko miasta słynącego z jego produkcji. Kalmar drogi jak na lokalne warunki, 6USD ale najlepszy jakiego kiedykolwiek jadłem. A jadłem ich sporo.

Zachód słońca, na romantyka

Na koniec burza w środku nocy

Żeby nie było tak różowo to jeszcze coś napiszę. W 2006 roku Kithr Meng, jeden z kambodżańskich magnatów wydzierżawił na 99 lat wyspę od rządu Kambodży. Jego plan, liczony na 20 lat przewiduje budowę małego lotniska, dróg, mariny, pól golfowych, kasyn oraz szeregu pięciogwiazdkowych hoteli. Celem jest zmiana tego prawie dziewiczego miejsca w najbardziej znane miejsce wypoczynku w Kambodży. Na razie niewiele się zmieniło ale podobno przygotowania trwają.

Zatem, jeżeli chcecie zobaczyć tę piękną wyspę, prawie nietkniętą przemysłową, turystyczną cywilizacją, ponurkować w czystym morzu albo poleniuchować na pustej plaży to zróbcie to jak najszybciej. Bo wkrótce wjadą buldożery i wszystko zaorają.

(tytuł pochodzi z piosenki Jimiego Hendrixa, 1967)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012

Sitting on the dock of the bay

W dzisiejszym odcinku Kambodżańskiej telenoweli kilka zdjęć mieszkańców Koh Rong. Na wyspie jest około tysiąca stałych mieszkańców, w tym całkiem spora grupa osiadłych ekspatów. Większość bazy turystycznej jest własnością przyjezdnych, ośrodki bungalowów, knajpy, restauracje także większe statki. Większość z nich powstawała podobnie, przyjezdni sprzedawali majątek całego życia w domu, Europie, Australii czy w Stanach Zjednoczonych i przenosili się tutaj zakładając mały biznes. Całkiem niezły pomysł na życie.

W lokalnych rękach pozostają sklepiki (można kupić tylko podstawowe produkty) i oczywiście infrastruktura rybacka. Dodatkowo obsługa turystów zapewnia pracę miejscowym, trzeba ich karmić, poić, wozić łódkami, prać brudne ubrania (1USD za kilogram, bardzo porządnie zresztą), sprzątać plażę i pokoje. Całość działa sprawnie i bez zakłóceń, jednocześnie powodując, że biedni rybacy przestali być biednymi. Przez cały czas pobytu na wyspie nie widziałem ani jednego przypadku żebrania, tutaj kambodżańskie dzieci są dziećmi.

Zrób mi głupia fotkę!

Jazda na rowerze jest dobrą zabawą niezależnie od szerokości czy długości geograficznej. Podobało mi się też to, że dzieciaki bawiły się bardzo zgodnie, bez rywalizacji. Jedno jechało, reszta pomagała pokonać plażowe przeszkody.

Oczekiwanie

Wschód słońca, rybak wypływający na łódce z kilku kawałków styropianu

Poważniejszy okręt, tuż po zachodzie słońca

Wypasanie bawołów

Na koniec fotka w innym klimacie, pejzaż morski

(tytuł pochodzi z piosenki Otisa Reddinga, 1967)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012

Like a Rolling Stone

Koh Rong… Paradise Island… Monkey Island…

Kambodżański cud szczęścia, spokoju i nic-nie-robienia. Wyspa jest spora, prawie 80km2, 43 kilometry plaż, w większości kompletnie pustych i niezagospodarowanych. Jest kilka wiosek rybackich, malutkich, liczących kilkadziesiąt, maksymalnie kilkuset mieszkańców. Kilka ośrodków bungalowów, dżungla na wzgórzach w centrum wyspy, czynne w porze deszczowej wodospady, małpy i niewiele więcej. Nie ma przemysłu i elektryczności (poza bateriami słonecznymi i generatorami). Nie ma dróg, więc nie ma żadnych pojazdów, jedyną możliwością transportu są łódki.

Ale jest wszystko co ważne do relaksu. Piękne plaże, lazurowy kolor morza, słońce, relaks i pyszne jedzenie. Nie mówiąc o khmerskiej whisky, 1.75USD za butelkę.

Najpierw jednak trzeba tam dotrzeć. Wsiadamy na statek w Sihanoukville, port jest brudny i biedny

Wyścig z rybakiem

Płynie się dwie godziny, pogoda była dobra aczkolwiek nieco mokra

Sail-ho!

Wyspa przywitała nas czekającym miejscem na wiklinowym fotelu oraz darmowym Wi-Fi

Okolice przystani, straszny bałagan. To wioska Mittakpheap, na plaży Tui Beach

Remont łodzi

Wbrew pozorom to także łódź rybacka. Robiąc to zdjęcie myślałem, że to dzieciaki sobie zbudowały łódkę dla zabawy, kilka dni później widziałem płynącego na czymś takim dorosłego rybaka.

Aż dotarliśmy do plaży

(tytuł pochodzi z piosenki Boba Dylana, 1965)

Kambodża, wyspa Koh Rong, listopad 2012