Stąpając po własnych śladach

Zakład metalurgiczny.

Są pewne miejsca w Indiach które trzeba zobaczyć. Są inne które tylko warto. Niektóre poznajesz z przewodnika, niektóre z sieci. Dużo znałem z poprzedniej wyprawy, kilka poznałem teraz. Kilka, niestety, mnie ominęło.

Układając plan wycieczki ciężko takie miejsca ominąć, ale kraj jest ogromny, trzeba coś wybrać. Wszystkiego w trzy tygodnie się nie zobaczy, kilku lat by nie wystarczyło. Zatem stąpania po własnych śladach było sporo, prawie połowa wycieczki. Przed wyjazdem, zależało mi głównie na Varanasi i Kolkacie[*], Agra pojawiła się w planie bo Taj Mahal trzeba zobaczyć. Mimo, że już tu byłem, znałem miasto i prowadziłem nas dobrze opanowanymi trasami, za każdym razem odkrywałem coś nowego. Niby miejsca te same, budynki się nie zmieniły, ludzie też podobni, ale wszystko jakby inne. Może to co się zmieniło to moje podejście do otaczającego świata. Inaczej zwiedzam, inaczej patrzę, co innego widzę, częściej i głębiej wchodzę w interakcje. Odbyłem dużo rozmów z hindusami, niektóre krótkie i konkretne, niektóre były długimi opowieściami o życiu. Ich i moim. Będę je zamieszczał, mam sporo notatek, dużo więcej niż kiedykolwiek przedtem.

[*] Tutaj mała dygresja. Stosuję angielskie nazwy miejscowości indyjskich, obecne także na lokalnych mapach. Głównie dlatego, że czytając w polskim przewodniku o Dżajpurze nie bardzo wiedziałem o które miasto chodzi.

Dzisiaj zapraszam do dzielnicy targowej Akry, miejsca oddalonego o niecałe dwa kilometry od Czerwonego Fortu, ale zupełnie nieturystycznego. Poszliśmy tam na obiad, Thali z poprzedniego wyjazdu podrożało od 10 rupii (50 rupii – 2,5 zł), ale nadal było świetne. Wtedy było dla mnie zabójczo ostre, teraz zjadłem wszystko.

Sklep mięsny, obecny w pierwszej notce, w trochę innym ujęciu. Tym razem, zgodnie z życzeniem, w kolorze.

Dwóch mężczyzn i koza.

Przyjaciele. Trzymający się za ramię lub ręce chłopcy to powszechny widok w Indiach. To objaw przyjaźni, nie ma nic wspólnego z seksualnością.

Bezgłośna rozmowa w sprawie podwózki.

Z fasonem, na osiołku.

Ulica targowa.

Sklep z materiałami. Kupujące dziewczyny siedzą wygodnie, oglądają pokazywane im materiały, piją masala ćaj (indyjską herbatę z mlekiem i przyprawami), żartują i ostro się targują.

Ciężarowa wersja moto-rikszy.

Pojemność riksz rowerowych wydaje się być niczym nieograniczona.

Na koniec, mały korek. Ciężko się po tych uliczkach poruszać, środkiem pędzą pojazdy wciskające się w każdą możliwą dziurę. Po bokach spychani na pobocza piesi. Pod nogami krowie kupy, odpadki, psy, czasem ktoś leży. Trzeba się tego nauczyć, zwłaszcza przechodzenia przez ulicę.

Agra, Indie, październik 2013

Jedna odpowiedź do “Stąpając po własnych śladach”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *