Sihanoukville
Sihanoukville przypomina Sopot. Kurort nad morzem, plaża, knajpy, kicz i rozbuchany przemysł turystyczny. Dla nas to było miejsce przesiadkowe, zmierzaliśmy na rajską wyspę Koh Rong i zatrzymaliśmy się tutaj tylko na jedną noc. Ale o „Siaku Siaku”, bo tak przezwaliśmy trudną do zapamiętania nazwę miasta jeszcze napiszę, spędziliśmy tutaj więcej czasu wracając z wyspy. Zatem dzisiaj głównie zdjęcia.
Najpierw trzeba było tam dojechać, autokarem, pięć dolarów czy coś koło tego. O jeżdżeniu autokarami już pisałem tutaj oraz w relacji z Ghany (swoją drogą, muszę przenieść tę relację do nowego bloga, na starym wygląda koszmarnie). Tym razem, przez większość drogi, w autokarowej telewizji leciały lokalne piosenki śpiewane wysokimi głosami. Czytałem kiedyś o torturach za pomocą utworów AC/DC w Guantanamo, myślę, że to co słyszałem byłoby jeszcze skuteczniejsze.
Przesiadka do Tuk-tuka. Kambodżańskie wyglądają trochę inaczej niż Tajlandzkie, to skutery z doczepioną przyczepką. Przyczepki są robione ręcznie, każda jest inna. W środku czeka Grzesiek
Punkt zakupu biletów do Paradise Bungalows na Koh Rong. Sprzedawała bardzo wyluzowana angielka w ciąży, z ogromnym dekoltem, kompletnie nas rozkojarzając
Promenada
Szli, szli i doszli do morza. Koniec promenady kontrastuje z widokiem za plecami, z przodu śmieci i chaos …
… z tyłu piękna Zatoka Tajlandzka
Nad morzem, jak to w tropikach nad morzem, małe kolektory ściekowe …
Robienie dobrze turystom
Foty pamiątkowe w czapkach
Spacery po mokrym piasku
oraz machanie ogniem. Były też drinki w wiaderkach ale zdjęć nie przytoczę, wiaderka były za duże ;)
(tytuł pochodzi z piosenki Beach Boys, 1966)
Kambodża, Sihanoukville, listopad 2012